Andrzej powiedział, że schodzi z ambony. Chwilę później już nie żył. Myśliwy zastrzelił myśliwego. "Dusza człowiek"

2025-11-17 10:22

Trudno to zrozumieć... Andrzej L. (+68 l.) z małej wsi niedaleko Łęcznej (lubelskie) był bardzo ostrożnym i przestrzegającym zasad myśliwym, na polowanie na nadwieprzańskie łąki pod Milejowem wybrał się z kolegą, Dariuszem L. (50 l.). Źle wybrał kompana. Po kilku godzinach oczekiwania na zwierzynę, zadzwonił do niego ze swojej ambony: - Nic się nie dzieje, schodzę i idę do ciebie - powiedział. Miał do przejścia 200 metrów, nie doszedł - Dariusz L. strzelił do niego dwa razy!  Myśliwemu grozi dożywocie.

Wiedział, że to może być człowiek, mimo to strzelił i zabił
  • W Milejowie trwa żałoba po śmierci Andrzeja L., cenionego gospodarza i myśliwego.
  • Mężczyzna został postrzelony podczas polowania 11 listopada.
  • Strzały oddał Dariusz L., korzystający z broni z celownikiem termowizyjnym.
  • Andrzeja L. nie udało się uratować mimo wezwania pomocy.
  • Sprawcy grozi kara dożywotniego pozbawienia wolności.
  • Polski Związek Łowiecki wydał oświadczenie, potępiając naruszenia zasad bezpieczeństwa.

W Milejowie, położonej nad brzegiem rzeki Wieprz miejscowości w powiecie łęczyńskim na Lubelszczyźnie o niczym innym się nie mówi. Ludzie żałują panów L. (nosili to samo nazwisko, nie byli spokrewnieni) - ale bardziej tego, który nie żyje. - Dusza człowiek. Pogodny, uśmiechnięty, pomocny - wymieniają jednym tchem zalety pana Andrzeja pytani o zdarzenie ludzie. Każdy go znał, prowadził prężnie działające gospodarstwo warzywne, jego konikiem była uprawa papryki. Znał się na tym jak mało kto, jego papryki mogłyby konkurować z węgierskimi, a on sam był jednym z pierwszych znawców papryki w Polsce. Myśliwym też był dobrym. - Zawsze powtarzał, że ryzyko mu niepotrzebne.

O mężczyźnie, który go zastrzelił, ludzie mówią krótko: "Naprawdę trudno w to uwierzyć".

Na polowanie panowie wybrali się 11 listopada wczesnym popołudniem. Nie jechali daleko. Na przeciwko cmentarza w Milejowie jest droga, która schodząc w dół mija kilka domów, stadninę koni i prowadzi na rozległe łąki, upstrzone gdzieniegdzie polami kukurydzy. Ambony były właśnie tam, odległe od siebie o 200 metrów. Myśliwi ulokowali się na nich i czekali. Zrobiło się ciemno, zaczął padać deszcz. Dzików, na które się zasadzili nie było.

– Po około czterech godzinach bezskutecznego polowania, które w istocie sprowadziło się do oczekiwania na zwierzynę, oraz wobec złych warunków atmosferycznych, bowiem zapadał zmierzch i zaczynał padać deszcz, postanowili oni zrezygnować z dalszego polowania – mówi prokurator Jolanta Dębiec z Prokuratury Okręgowej w Lublinie.

- Idę do ciebie - miał powiedzieć starszy z mężczyzn przed zejściem z ambony. Auto, którym przyjechali stało w pobliżu ambony Dariusza L.

- W trakcie, kiedy pokrzywdzony szedł w kierunku ambony Dariusza L., ten strzelił ze swojej broni myśliwskiej dwukrotnie, godząc pokrzywdzonego w klatkę piersiową i w ramię. Strzały padły z odległości 167 metrów – dodaje prokurator Dębiec.

Strzelec zorientował się, że coś poszło źle dopiero w chwili, kiedy zobaczył latarkę ofiary, która strzelała światłem do góry... Wezwał pomoc. Lekarzom nie udało się uratować Andrzeja L., zmarł w szpitalu.

Jak to możliwe, że Dariusz L. strzelając z broni wyposażonej w celownik termowizyjny nie poznał sylwetki człowieka, że strzelił mu prosto w klatkę piersiową, dużo wyżej niżby strzelając do dzika? Do tego stojąc na wysokiej ambonie... - Mężczyzna tłumaczył, że pojawiły się dziki i był przeświadczony, że strzela do nich - dodaje prok. Dębiec. Śledczy nie mają wątpliwości, że to nie był wypadek, ale doszło do zabójstwa.

– Prokurator rejonowy w Lublinie przedstawił mu zarzut, że w toku polowania indywidualnego, przewidując, że w istniejących warunkach oddawania strzału obrany przez niego cel może być człowiekiem i godząc się na to bez dokładnego osobistego rozpoznania zwierzyny, w zamiarze ewentualnym pozbawienia życia człowieka, przy wykorzystaniu lunety termowizyjnej, oddał strzał z posiadanej przez siebie broni myśliwskiej, w wyniku czego spowodował u niego obrażenia ciała w postaci rany postrzałowej klatki piersiowej i prawego przedramienia, które skutkowały zgonem pokrzywdzonego – opisuje prokurator Dębiec. - Godził się na to, że spowoduje skutek w postaci śmierci człowieka.

Myśliwemu grozi dożywocie.

Polski Związek Łowiecki wystosował po tragedii oświadczenie, pisząc m.in. :

"Bezpieczeństwo jest dla nas absolutnym priorytetem, a Polski Związek Łowiecki jednoznacznie potępia wszelkie działania naruszające zasady bezpieczeństwa. Każdy myśliwy zobowiązany jest do ich przestrzegania. Rzecznik Dyscyplinarny zbada, czy w tym przypadku zasady te zostały zachowane. Każdy wypadek z bronią stanowi dla całego środowiska myśliwskiego bolesną lekcję i refleksję nad odpowiedzialnością, jaka wiąże się z naszą działalnością."

Rodzinie i bliskim składamy wyrazy najgłębszego współczucia i szczere kondolencje.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki