To była nieszczęśliwa miłość. On dawał z siebie wszystko, widząc już swą wybrankę na ślubnym kobiercu, ona zaś traktowała go jak skarbonkę. Do tragedii doszło w kwietniu 2017 r. Mariusz przyjechał do domu w Ciechankach Krzesimowskich (woj. lubelskie) z Belgii, gdzie jako brygadzista ekipy remontowej świetnie zarabiał.
Nie zabawił długo u mamy. – Wrócę dzisiaj albo jutro. Będę z Martą - rzucił w progu i wyszedł. Swoją miłość poznał przez internet, zaczęli korespondować, a w końcu spotykać się, kiedy przyjeżdżał do Polski. Kobieta wykorzystywała go niczym modliszka i nie była mu wierna – choć wiele razy zapewniała, że skończyła już związek z Dariuszem M. (49 l.), wciąż się z nim spotykała. I razem zaplanowali zbrodnię.
Feralnego dnia Marta K. zaprowadziła Mariusza w ustronne miejsce. Tam już czekał Dariusz M. Rzucił się na rywala z pięściami, potem bił po głowie metalową pałką. Kobieta podała mu pistolet śrutowy, morderca cztery razy strzelił w skroń 36-latka.
– Trzymała wtedy głowę mężczyzny – nie mają wątpliwości śledczy. Dla pewności dobili go ciosami noża. Zabrali z portfela ofiary ok. 3600 zł, zwłoki wrzucili do rzeki. Do dzisiaj nie udało się ich odnaleźć.
Następnego dnia Marta K. powiedziała na policji, że ktoś porwał Mariusza Ś. na jej oczach. Jej wyjaśnienia były mętne, wzbudziły podejrzenia. Podczas przesłuchania kobieta przyznała się do wszystkiego. Na miejscu zbrodni śledczy znaleźli mnóstwo śladów, które pozwoliły na sformułowanie aktu oskarżenia.
Sąd Okręgowy w Lublinie także nie miał wątpliwości co do ich winy. Skazał zabójczych kochanków na kary 25 lat więzienia. – Chcieliśmy go tylko nastraszyć – w te zapewnienia zbrodniczej pary nie dał wiary.