To nie jest opowieść o człowieku, który przez chwilę pogubił się przez kobietę. Marcin M. ma sporo na sumieniu. Już w wieku 19 lat trafił za kraty za zabójstwo kobiety. Wyrok odsiedział w całości, w więzieniach o zaostrzonym rygorze. Kiedy wyszedł na wolność latem ubiegłego roku, poznał Kamilę F. Marcin, cały w tatuażach, wzbudzający w ludziach strach stracił dla niej głowę. - Chcę się ustatkować i zacząć nowe życie – zapewniał brat. A ten, zawsze skory do pomocy, zaproponował, aby zamieszkali we trójkę w jego domu, który został po rodzicach.
Tak też się stało. Któregoś dnia ruszyli do sklepu dokupić to i owo do wspólnego gniazdka. Wybrali między innymi dwa noże. Wracając do domu, zaszli na piwo do baru przy stacji benzynowej w Czemiernikach (woj. lubelskie). Na swą zgubę Marek M. zaczął uśmiechać się do dziewczyny brata. Rozwścieczony kryminalista wyprowadził Kamilę przed bar, zrobił jej awanturę zarzucając zdradę. Po chwili zawołali Marka.
- Okalecz go – miała rozkazać kobieta. Pierwszy cios padł zanim Marek M. zrozumiał o co chodzi. Nóż rozciął czoło, polała się krew. Drugi, śmiertelny, przebił płuco. Marek M. cierpiał samotnie, bo jego brat wziął reklamówki z zakupami i... poszedł z Kamilą do domu. Nie wezwali pomocy. Kiedy ktoś zauważył konającego mężczyznę, było już zbyt późno. Marek M. zmarł na stole operacyjnym.
Policjanci zatrzymali parę morderców w domu, kiedy szykowali się do ucieczki. Byli pijani. Marcin M. przyznał się do zabójstwa, twierdząc, że namówiła go do tego Kamila F. - Trochę drażniło mnie jego zachowanie – przyznała tylko kobieta. O dalszych losach pary zdecyduje niedługo sąd w Lublinie.