Firma, która nagle zerwała umowę i przestała świadczyć swoje usługi żąda od miasta dodatkowych pieniędzy. Tymczasem lubelski ZTM nalicza kary umowne i zamierza bronić swojego dobrego imienia.
– Przewoźnik otrzymywał od nas wynagrodzenie zgodnie z umową. W związku z tym, że jego pojazdy nie wyjechały na linie naliczamy kary umowne – mówi Grzegorz Malec, dyrektor ZTM w Lublinie.
– Dziennie to 20 tys. złotych. Natomiast tą główną, największą karą za zerwanie umowy z winy przewoźnika to 7,5 miliona złotych. Przy czym 4,5 to gwarancje bankowe – dodaje Malec.
Zdaniem ZTM oskarżenia Warbusa są bezpodstawne. Zarząd zamierza bronić swojego dobrego imienia i planuje wytoczyć proces w reżimie karnym m.in. o zniesławienie.