Pan Łukasz ruszył z domu na początku września. Jego bicykl jest wierną repliką jednośladu, jaki produkowany był w 1870 roku, do którego założono jedynie lepsze hamulce (wiadomo, kwestia bezpieczeństwa) i wygodne siodło (wiadomo...) i naprawdę daje radę na drodze. Be względu na warunki atmosferyczne tata Emilki robi nim około 100 km dziennie, jadąc dookoła naszego kraju wybiera drogi lokalne. Potężne przednie koło (ma wysokość ponad 140 cm, szprycha mierzy ponad 60 cm, cały rower waży 33 kg) daje moc i Łukasz Jęcz porusza się naprawdę szybko, ale ostrożnie. Upadek z takiego wielkoluda to może być wielki problem.
Czytaj też: Nikola z Grybowa była zdrowym dzieckiem. Nagle przyszła straszna diagnoza
Na czym polega jego misja? Super Express przekonał się o tym w Kozłówce pod Lubartowem, gdzie cyklista zajechał do przepięknego Muzeum Zamoyskich. - A po co pan taki robi? Dla córeczki? A można więcej informacji? - takich pytań (oprócz tych dotyczących bicykla i techniki jazdy na nim) było mnóstwo. A Łukasz Jęcz robi rzecz wielką. Walczy o pomoc dla swojej córeczki, która zmaga się z niezwykle rzadką chorobą genetyczną RNU4ATAC.
- Celem tej podróży jest nie tylko ustanowienie rekordu Polski, ale przede wszystkim zebranie środków na leczenie i intensywną rehabilitację Emilki - tłumaczy przedsięwzięcie w portalu pomocowym. Dziewczynka w wieku 2 lat przeszła udar niedokrwienny, wcześniej podejrzewano nowotwór mózgu. Diagnoza okazała się dramatyczna – rzadka mutacja genetyczna. Dziś wymaga specjalistycznej opieki, terapii i ogromnego wsparcia. - Po długiej drodze szukania pomocy, konsultacjach i analizach, zostaliśmy zakwalifikowani do ośrodka DONUM CORDE w Budach Głogowskich. To jedyne miejsce, które podjęło się kompleksowej rehabilitacji i fizjoterapii Emilki. Mamy nadzieję, że to właśnie tam zacznie się jej prawdziwa droga ku zdrowiu i sprawności.
Jeśli zauważycie go gdzieś na drodze powiatowej na krańcach Polski - pomyślcie, że możecie pomóc...