Pani Marzena w policji służy od dwóch lat, pracuje w posterunku policji w Trzeszczanach pod Hrubieszowem. Mundur założyła stosunkowo późno, po trzydziestce. - To była świadoma decyzja, zawsze marzyłam o tym, żeby być policjantką i służyć w ten sposób ludziom - mówi w rozmowie z "Super Expressem".
Tego dnia nie pracowała. Szła do sklepu, który mieści się w centrum miasta. Usłyszała metaliczny dźwięk, zobaczyła jak na chodniku kilkadziesiąt metrów dalej leży rower, plastikowe wiaderka, wędki z jednośladu lecą jeszcze po chodniku siłą rozpędu, a wśród rozgardiaszu leży nieruchomy człowiek. - Adrenalina, emocje i świadomość, że muszę, że musimy zrobić wszystko, aby ratować tego człowieka - odpowiada na pytanie, co czuła, kiedy okazało się, że rowerzysta jest nieprzytomny i zaczyna się walka o jego życie. Wokół zaczęli gromadzić się ludzie, o zgrozo, niektórzy wyjęli telefony i nagrywali tragedię.
Polecany artykuł:
- Nie widziałam tego. Świat wokół przestał istnieć, Na szczęście w tłumie znalazły się młode dziewczyny, z którymi razem reanimowałyśmy tego człowieka - wspomina. Ułożenie mężczyzny w odpowiedniej pozycji, rozpięcie kurtki i koszuli, masaż serca... - Robiłyśmy to na zmianę. Gratuluję rodzicom dziewczyn, że tak wychowały swoje dzieci...
Pogotowie zabrało 67-latka do szpitala, jego stan jest poważny. Miał zawał serca. Dopiero w domu doszło do niej, co się stało. Przerażone twarze ludzi, którzy otoczyli ratowników szczelnym kołem, podziękowania. I otarte do krwi kolana, bolące od uciskania klatki piersiowej nadgarstki...