To straszne, a dla kolegów i koleżanek Mateusza kompletnie niezrozumiałe. Owszem, chłopak od dawna był zmotoryzowany, wcześniej jeździł jednośladami, całkiem niedawno przesiadł się do starego BMW, seria 3, model E36, wiek: grubo ponad 20 lat, ale w dobrym stanie, poszanowany i zadbany. Jak na swój wiek, nastolatek był dobrym kierowcą.
- To poukładany chłopak był. Uwielbiał motoryzację, ale nie szpanował za kółkiem. Nie szalał - mówią zasmuceni koledzy. - Trudno to zrozumieć.
To, że dobrze poszło im na egzaminie z angielskiego prawie ich nie cieszy. Mateusz także pisałby angielski. Czekał jednak na 24 czerwca, kiedy pisze się historię, w której czuł się naprawdę mocny. Niestety, matematyka była ostatnim egzaminem w jego życiu. We wtorek kilkanaście minut po 12.00 wsiadł do BMW, razem z nim koleżanka i dwóch kolegów. Najpierw kilometr spokojnej jazdy do centrum Siedliszcz, potem na skrzyżowaniu w prawo i wyjazd z miejscowości. Minął spokojnie cmentarz po lewej stronie i ostatnie zabudowania. To dopiero pierwsze miejsce, gdzie mógł się rozpędzić. Śmierć dosięgnęła go niecałe 3 km od szkoły, pół godziny po egzaminie...
- Ze wstępnych ustaleń policjantów ruchu drogowego z KMP Chełm wynika, że kierujący BMW 19-letni mężczyzna nie dostosował prędkości i na łuku jezdni wpadł w poślizg, a następnie zjechał na przeciwległy pas ruchu doprowadzając do zderzenia czołowego z busem towarowym - relacjonuje to, co stało się po wyjściu z zakrętu w prawo, Angelika Głąb-Kunysz z policji w Chełmie. - Kierujący busem marki Renault, 55-letni mężczyzna był trzeźwy, razem z nim jechała jeszcze jedna osoba.
W momencie wypadku droga była mokra, a zakręt ma opinię wyjątkowo zdradliwego.
- Zimą nie ma tygodnia, aby w rowie nie lądowało jakieś auto - opowiada mężczyzna mieszkający naprzeciwko miejsca, gdzie stała się tragedia. Mateusz B. nie miał tyle szczęścia. - Jeszcze żył, kiedy dobiegłem do auta. Otwierał oczy i ruszał rękami, jakby chciał się oswobodzić. Brzuch i klatkę piersiową miał przygwożdżoną silnikiem - dodaje.
Ratownicy nie mogli mu już pomóc. Jadący z nim koledzy nie odnieśli poważnych obrażeń. Byli przytomni, kiedy zabierano ich do szpitala. I tylko cały czas pytali, co z Matim. Nikt nie miał odwagi im odpowiedzieć.