Serca rozdarte na zawsze. Tata próbował ratować Anię, Małgosię i Szymonka. Wszyscy zginęli w pożarze

2025-12-12 18:11

Mija rok od potwornej tragedii, do której doszło 13 grudnia 2024 roku w Idalinie na Lubelszczyźnie: w pożarze domu zginął Krzysztof K. (+45 l.) i trójka jego małych dzieci. Dwanaście miesięcy to zbyt mało, żeby zapomnieć i zrozumieć, bo tak po ludzku to nie powinno się to przecież wydarzyć. W miejscu, gdzie stał dom jest teraz puste miejsce...

  • 13 grudnia 2024 r. w Idalinie doszło do tragicznego pożaru domu
  • Zginął 45-letni Krzysztof K. oraz troje jego dzieci: Ania (11 l.), Małgosia (4 l.) i Szymon (2 l.)
  • Mężczyzna wrócił w płomienie, próbując ratować dzieci śpiące w łóżku
  • Przy życiu została matka dzieci – Agnieszka oraz najstarszy, nastoletni syn
  • Rok po tragedii w miejscu domu jest puste, uprzątnięte miejsce
  • Ofiary spoczywają na cmentarzu w Boiskach – w jednym grobie złożono trzy białe i jedną czarną trumnę

Idalin to średniej wielkości wieś położona w powiecie Opole Lubelskie, do niedawna niewiele osób pewnie kojarzyło nawet, że takie miejsce jest na Ziemi. Niestety, rankiem 13 grudnia 2024 roku dowiedziała się o Idalinie cała Polska. - Trudno to zrozumieć, trudno to pojąć, trudno to wytłumaczyć - mówił sąsiad, który w nocy bezradnie patrzył, jak potężny żywioł obraca dom rodziny K. w stertę spalonych prawie że do cna desek. Dach trzymał się na nich jedynie na słowo honoru, wewnątrz ogień wypalił wszystko. Tylko łóżko można było rozpoznać, stojące niedaleko od wejścia. W nim spały najmłodsze dzieciaki. Na stercie czarnego drewna w wejściu leży wyraźnie odbijająca się niebieską barwą gumowa rękawiczka kogoś z pogotowia ratunkowego. Tam pewnie leżał Krzysztof K., który zginął ratujące maluszki śpiące w łóżku. Tam próbowali ratować go ratownicy. Bez skutku. Bo Krzysztof wrócił w płomienie po swoje „drobiazgi“, jak je nazywał z miłością. Został tam razem z nimi - z Anią (+11 l.), Małgosią (+4 l.) i malutkim Szymonkiem (+2 l.).

- Tak mu kazało ojcowskie serce, nie przeżyłby i tak ze zgryzoty, gdyby nie próbował ich ratować - mówiła pani Janina, sąsiadka. Z mężem Stanisławem znali ich od maleńkości. Kilka lat wcześniej Krzysztof i Agnieszka kupili ten dom (stary, przedwojenny jeszcze z lat trzydziestych ubiegłego wieku) i poczęli remontować go własnym sumptem, powoli, ale do przodu. Krzysztof K. wszystko co zarobił niósł do domu. Ani kolegów, ani alkoholu, ani szukania przygód.

Minął rok od pożaru w Idalinie. Zginął ojciec i trójka dzieci

i

Autor: Mucha Mariusz / Super Express

- Jak się ma gromadkę w domu, to się poza dom nie chodzi - tłumaczył kolegom wiele razy. Kochali się, to było widać. Wszędzie razem, dzieci uśmiechnięte, zadbane...Piekło rozpętało się około północy. Spali już wszyscy. Huk płomieni, swąd palonego drewna i gęsty, gryzący dym. Taki jak wtedy, kiedy do ogniska wrzuci się szczapę przesyconego żywicą drewna. - Tylko tysiące razy większy. Kula ognia wielkości balonu i ten dym, na 200 metrów nic nie było widać. Strażacy dłuższy czas nie byli w stanie podejść bliżej - opowiadał inny sąsiad.

Czytaj też: "Podbijacie razem niebiosa". Łzy i słowa ściskające serce. Szumowo pożegnało Irenę Rupińską i małego Bogusia

Przy życiu została mama Agnieszka i najstarszy, kilkunastoletni syn. On dzielnie, ale zbyt szybko przecież, wszedł w dorosłość, dziękując kilka dni po tragedii za modlitwę i pamięć ludzką. A potem na swoim profilu w portalu społecznościowym udostępniał każdą prośbę o pomoc dla innych, którym żywioł zabrał wszystko.

- Starają się jakoś żyć, ale to na zwolnionych obrotach. Agnieszka pracowała dorywczo przy zbiorach, byli gdzieś na wycieczce - opowiada sąsiad. Nie widział jej na miejscu tragedii ani razu. - Ale tu już nie chce wracać, tu już nigdy.

Nie, nie dało się zapomnieć i normalnie żyć. - Nasze serca są rozdarte. Niech zapanuje wielkie milczenie. Myślę, że możemy to przy okazji tego tragicznego wydarzenia powiedzieć: niech zapanuje milczenie, które zjedna modlitwa - mówił w czasie pogrzebu poruszony ks. abp. Stanisław Budzik, metropolita lubelski.

Czytaj też: Ania, Małgosia i Szymonek razem z tatą są już w niebie. Morze kwiatów i łez. "Niewyobrażalna tragedia"

Dzisiaj w miejscu, gdzie stał dom, jest puste miejsce. Uprzątnięte, czyste. O tym, co tu się stało świadczą jedynie czarne miejsca na podwórzu. Ludzie mówią, że wciąż czuć tu spaleniznę. I dodają, że jak się wsłuchać dobrze, to na cmentarzu w pobliskich Boiskach, gdzie w jednym grobie złożono trzy białe i jedną czarną trumnę wciąż słychać "Kolędę dla Nieobecnych". Tak jak wtedy, kiedy 18 grudnia żegnano ofiary pożaru. Słuchają jej z lepszego świata, a na pięknym grobie cały czas pali się światło.

"Daj nam wiarę, że to ma sens

Że nie trzeba żałować przyjaciół

Że gdziekolwiek są, dobrze im jest

Bo są z nami choć w innej postaci

I przekonaj, że tak ma być

Że po głosach tych wciąż drży powietrze

Że odeszli po to by żyć

I tym razem będą żyć wiecznie..."

(wyk. Zbigniew Preisner, Beata Rybotycka)

Trzy białe urny i jedna czarna...Pogrzeb ojca i trójki jego dzieci, którzy zginęli w pożarze domu

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki