Potwór wygląda całkiem bezbarwnie, luźna koszula, okulary, delikatnie przycięte włosy. Kiedy siedział na w ławie oskarżonych, bardziej przypominał młodego naukowca czekającego w czytelni uniwersyteckiej na zamówioną książkę niż na żonobójcę, który do końca życia może nie opuścić więziennej celi.
- Nigdy nie powiedział przepraszam. Nie odezwał się do nas w żaden sposób – mówi Halina Bielak, mama Eweliny i babcia ich maleńkiej córeczki. – Powinni sądzić go publicznie, na środku ulicy – dodaje.
Do zbrodni doszło w 25 października ubiegłego roku w rodzinnym domu Eweliny Sz., gdzie sprowadzili się po ślubie. Ostatnio nie żyli ze sobą dobrze. Młoda żona nie mogła ścierpieć, że nie dość, że Rafał nie pomaga przy dziecku zasłaniając się pracą kierowcy, to marnie zarabia, a i to zajęcie może stracić. Dzień, który zakończył się tak tragicznie spędzili jednak razem. Byli u rodziców mężczyzny omawiając szczegóły dotyczące chrztu malutkiej córeczki. Wrócili, położyli dziecko spać i wtedy wybuchła kolejna awantura. Tak, to Ewelina sięgnęła po nóż, ale co filigranowa kobieta mogła zrobić rosłemu mężczyźnie? Bez trudu wyrwał jej nóż i uderzył z całej siły rzucając na łóżko. W okamgnieniu był przy niej i dwukrotnie przeciągnął nożem po jej krtani. Patrzył, jak dławi się krwią i umiera.
- Nie chciałem, żeby cierpiała – tłumaczył potem. Uciekł z domu. Po kilku godzinach przyjechał do wujka, któremu opowiedział o zakrwawionej żonie leżącej w domu. - To nie ja zrobiłem – powtarzał.
W czasie śledztwa przyznał się winy. Na procesie także. Składał wyjaśnienia, jednakże sąd uznał, że mają być tajne.