– Wyglądało to tak, że ksiądz kładł ręce na głowie, modlił się, a osoby mu towarzyszące prosiły o dary dla ciebie. Na tym spotkaniu wtedy była też kobieta, która przeżyła to zupełnie inaczej. Ona „zasnęła”, ale długo nie wstawała. Było to dziwne i jeden z księży do niej podszedł i wtedy mnie zmroziło – relacjonuje Kasia, która raz brała udział w takiej mszy. – Ta kobieta krzyknęła tak jak nie człowiek. Wygięło ją trochę i w tej pozycji zastygła.
I, jak opowiada kobieta, wtedy trzech dorosłych mężczyzn z trudem zaniosło ją do zakrystii.
– Kobieta cały czas strasznie krzyczała. Później dowiedzieliśmy się, że była pod opieką egzorcysty, była zniewolona – mówi dziewczyna.
Co dzieje się na mszach o uzdrowienie? Opisuje to portal Lubelski.pl.
Zobacz też: Zakazany kult Santa Muerte. Dlaczego Watykan zabronił czcić Świętą Śmierć?
Po mszy nadszedł czas na modlitwę o uzdrowienie. Egzorcysta klęczy na podłodze, przed ołtarzem.
– Byłam w szoku, gdy zobaczyłam, jak pierwsza osoba pada bezwładnie na ziemię, a jednocześnie lekko jak piórko – opowiada Kinga, jedna z uczestniczek mszy. – Niektórzy wybuchali śmiechem, inny płakali, a jeszcze kolejni nic nie czuli. Mnie zaczęły płynąć łzy, ale jednocześnie nie mogłam przestać się uśmiechać – wspomina.
– Na takich mszach ludzie często krzyczą. Czasami szczekają jak psy albo miauczą jak koty. Niektórzy zaczynają mówić innymi językami. Nie. Nie obcymi. Takimi, których nikt nie zna i nie rozumie – podkreśla pani Joanna, która kolejny raz bierze udział w takiej mszy. I jak zapewnia, dzięki temu lepiej jej żyć.
Przeczytaj cały artykuł Dominiki Polonis w serwisie Lubelski.pl.