Pogoda dopisała, 6 grudnia w Lublinie było 7 stopni na plusie, także niebo przygotowało się do imprezy, nie zsyłając ani kropli deszczu. Dzięki temu oprócz samochodów pojawiło się mnóstwo jednośladów. Motocykle przeróżne, przystrojone świątecznie, a motocykliści obowiązkowo ze śnieżnosiwymi brodami. - Miałem pofarbować swoją prywatną, ale nie zdążyłem - śmieje się brodacz na potężnym pożeraczu szos. - W tej sztucznej też mi do twarzy.
Zmotoryzowani spotkali się przed południem na parkingu pod Areną Lublin. Auta przeróżne, ale każde niesamowite. Potężne „ósemki“ (v8), prawdziwe „emki“ ze stajni BMW, a obok amerykańskie krążowniki szos i urzekające coraz mocniej „duże fiaty“, „maluszki“ i żuki. Na jednych renifery, na drugich prezenty, a za kierownicą Mikołaje. Niektórzy nawet na... dachu. - Tak, tak właśnie przyjechałem, i to prosto z Laponii - deklaruje z dachu swego auta Kamil Sobański. - Zimno? Nie, jestem przygotowany, ma mnie co grzać - dodaje z uśmiechem gładząc się po brzuchu.
Niedaleko zaparkował „Wesoły Żuk“, do pięknie wyglądającego dostawczaka rodem z Lublina zamontowano przyczepkę z saniami, a sam „Wesoły Żuk“ mógłby stanąć w szranki konkursu na najlepszy strój świętego Mikołaja. - Dzisiaj dzieci z DSK będą miały piękny dzień, bo jedziemy do nich z prezentami. Jest nas dużo, z brzuchami i bez, ale każdy z prezentem - mówi.
Bo "Mikołaje za kierownicą" mają swój cel: pomagać. W trakcie imprezy zbierano pieniądze do puszek Fundacji Little Wheels, z której środki przeznaczone będą na zakup sprzętu dla szpitala dziecięcego w Lublinie. Oczywiście nie zabrakło normalnych prezentów: wory z kolorowankami, kredkami, puzzlami itp. trafiły już do dzieciaków.