Przyjechali nie tylko z całej Polski, ale i wielu krajów Europy, a nawet Meksyku. Lublin gościł writerów (tak mówią o sobie twórcy graffiti) po raz trzynasty: to największy tego typu festiwal w Polsce. Artyści przywieźli ze sobą rozmaite techniki, koncepcje i umiejętności, cechą wspólną był jedynie zestaw farb w sprayu, którym dysponował każdy z uczestników. Oraz wielkie ambicje i chęci. Jeśli coś zacząłeś, to skończ to - proste?
- Powinienem ukończyć swoją pracę w sobotę, ale z różnych przyczyn się nie udało. Robię to wobec tego w niedzielę. Nie chcę, żeby moja pasja przegrała z brakiem czasu - mówi Ritchie, który przyjechał do Lublina ze Śląska. Tworzył na ścianie umiejscowionej przy centrum handlowym Skende. Druga ze "scen" mieściła się, tak jak w ubiegłym roku, na murze oporowym dwupasmówki prowadzącej do obwodnicy miasta.
Polecany artykuł:
Warto wiedzieć, że Meeting Of Styles to najstarszy festiwal graffiti na świecie, a Lublin odwiedzają artyści z całego świata. "MOS 24" gościł już w tym roku m.in. we Francji, Taiwanie, w amerykańskich Los Angeles i Chicago. Jak tłumaczą organizatorzy, ideą imprezy jest ukazanie graffiti jako jednego z kierunków sztuki w przestrzeni publicznej, które daje pole do twórczego działania młodym ludziom oraz rozwijania ich pasji.
W większości writerzy przekładają na ścianę to, co wcześniej stworzą na kartce papieru. Bo to nie jest tak, że maluje się to, co w danej chwili w duszy gra. Znakomita większość twórców woli mieć projekt w ręce i jak najwierniej przekładać go na ścianę z kartki papieru bądź ekranu telefonu. - Oby jak najwierniej - dodaje artysta z Radomia.
Ile trwa wykonanie sporej wielkości pracy? - Dwa dni. Chyba, że człowiek się opiernicza, wtedy trzy nawet - mówi SE radomianin, który swoje dzieło kończył już w całkowitej samotności w poniedziałek rano. Wiadomo, jak coś się zaczyna, to się to kończy.
Listen on Spreaker.