Znali się długo, często bywali u siebie. Marek W. (+32 l.) z Łukowa i Mariusz N. (41 l. ) ze Stoczka Łukowskiego bardzo się lubili. Łączyło ich zamiłowanie do piłki nożnej, obaj byli kibicami tych samych drużyn. Marek pracowity, posiadający swoją rodzinę tyrał całymi dniami by zapewnić swoim dzieciom byt na wyższym poziomie. Mariusza nigdy praca się nie trzymała, wolał bujać się po okolicy i czasem namówić kogoś na flaszkę wódki. Bliscy mówili, że kiedyś trafi za kratki, bo gdy za dużo wypił wybuchał i czepiał się wszystkich. Nie omieszkał też bez konkretnego powodu sprawić komuś lanie. I tak się stało, awanturniczy charakter Mariusza zaprowadził go do celi. Nie chwalił się za co siedział.
Po więzieniu znalazł pracę w firmie kolegi
W 2014 roku wyszedł z więzienia i próbował się usamodzielnić. Od razu udał się do Łukowa do domu Marka W., bo wierzył, że kumpel pomoże mu w trudnych chwilach. Marek nie dał się długo namawiać, zlitował się nad załamanym znajomym. Dał mu kąt w swoim domu, karmił do pierwszej wypłaty i zatrudnił w swojej firmie zajmującej się układaniem kostki brukowej. Razem pracowali całą wiosnę 2014 roku, lato i kawałek jesieni. Wszystko układało się dobrze, a Mariusz okazał się całkiem dobrym i sumiennym pracownikiem. Robota pomału kończyła się w październiku i nic nie wskazywało na to, że koledzy w najbliższym czasie znajdą jakieś zlecenia.
Mariusz zatłukł swojego przyjaciela
W sobotę 14 października 2014 roku po zakończonej pracy postanowili ukoić butelką wódki swój smutek związany z brakiem zajęcia. W domu Marka nie w najlepszych humorach zasiedli do butelki. Pili, wspominali, śmieli się i już mieli kończyć solidnie zakrapianą bibkę, kiedy to Mariusz jak zwykle po większej ilości wódki robił się coraz bardziej złośliwy. Powiedział, że musi jechać do Stoczka Łukowskiego gdzie już od pewnego czasu pomieszkiwał. Założył bejsbolówkę Marka i zerwał się z krzesła. Marek zobaczył swoją ulubioną czapkę na głowie kolegi i stanowczo powiedział, by mu ją oddał. Koledzy zaczęli się szarpać. Krępy i silniejszy Mariusz nie dał za wygraną. Rąbnął z całej siły Marka pięścią w twarz. Ten upadł na podłogę, Mariusz nie przestawał pastwić się nad leżącym kolegą. Skopał go solidnie, zabrał czapkę wartą 50 zł, łańcuszek, buty sportowe, bluzę, a z portfela ofiary wyciągnął 130 zł i wyszedł jak gdyby nic się nie stało.
Czytaj też: Pożarli się w technikum. Poszło o kobietę? Radosław zrobił coś głupiego. Grozi mu 5 lat więzienia
Marek nie przeżył ataku furiata, zmarł w wyniku rozległych obrażeń głowy. Policjanci z KPP w Łukowie solidnie zabrali się do roboty. Szybko ustalili, że sprawcą śmiertelnego pobicia może by Mariusz N. mieszkaniec Stoczka Łukowskiego. - Ustaliliśmy, że jeden z mieszkańców Stoczka Łukowskiego ma przedmioty skradzione w domu denata – informował asp.sztab. Mariusz Jóźwik z łukowskiej policji. Gdy policjanci pojechali pod wskazany adres okazało się, że faktycznie sprawca ma rzeczy ofiary przestępstwa. Na miejscu znaleziono czapkę, łańcuszek i buty należące do Marka W. Podejrzewany o pobicie ze skutkiem śmiertelnym mieszkaniec Stoczka Łukowskiego został tymczasowo aresztowany. Nie przyznał się do zarzutu, lecz zebrane dowody jednoznacznie wskazywały na to, że to on przyczynił się do śmiertelnego zejścia swojego kumpla. Sąd skazał zabójcę na 9 lat pozbawienia wolności za pobicie skutkujące śmiercią człowieka. Marek W. pozostawił w smutku żonę, córkę, synów i rodziców.