Koszmar!

Kolejarz Marek nie doczekał emerytury. Potworna zbrodnia na przedmieściach Łukowa. "Tragedia dla dwóch rodzin"

2025-01-17 10:02

Dlaczego? To zbrodnia, której motywy trudno zrozumieć. Marek J. (+61 l.) i Jerzy B. (61 l.) z Łukowa (woj. lubelskie) znali się jeszcze ze szkoły, razem pracowali przez całe życie w jednej firmie, pełniąc odpowiedzialną funkcję maszynisty pociągu, razem też cieszyli się, że wkrótce odpoczną na emeryturze, z kochającymi rodzinami, w pięknych domach, których się dorobili. We własnym domu Jerzy B. zabił przyjaciela wbijając mu nóż w szyję...

- Wszystkiemu winna wódka i tyle - słychać ludzi w okolicy, bardzo przejętych tym, co się stało. Do potwornej w swej nieodwracalności tragedii doszło na przedmieściach Łukowa. Ładna okolica, spokojna, duże, zadbane domy, latem obejścia mienią się kolorami ozdobnych kwiatów na grządkach i lśnią soczystością zieleni wypielęgnowanych trawników. - Wszystkiemu winna wódka i tyle - powtarza sąsiadka, która znała obu mężczyzn. I nie dlatego, że mieli problem z alkoholem. Otóż nie! Ani Marek J., ani Jerzy B. nie byli trunkowi, zaglądali do kieliszka od wielkiego dzwonu, nawet nie z powodu odpowiedzialnej pracy, po prostu trzymali się z daleka od alkoholu. Mieli co innego w głowie. Obaj domy, dzieci, które powędrowały już w świat, plany na emeryturę...

- To tragedia dla dwóch rodzin, przecież się znali - dodaje ktoś inny. Panowie uczyli się razem w szkole, potem przez kilkadziesiąt lat pracowali na kolei, prowadząc składy jako maszyniści. Szanowani w pracy i wśród sąsiadów. - Przechodzili przecież badania, wszystko było w porządku - mówi nam kolejarz spotkany w pobliżu stacji kolejowej.

Trudno mu nawet wyobrazić sobie Jerzego B. z unurzanym we krwi nożem w ręce. - Zabił kolegę, trudno to pojąć albo uwierzyć... - mówi.

Tymczasem to prawda, wystarczy spojrzeć na klepsydrę pod cmentarzem św. Rocha w Łukowie. - Odszedłeś tak nagle, że ani uwierzyć, ani się pogodzić - słowa z klepsydry brzmią podobnie do słów sąsiada.

Kobieta pobiegła po pomoc

Do tragedii doszło wczesnym popołudniem 11 stycznia. Panowie mieli wolne, zebrało się im na męskie spotkanie przy butelce wódki. Pewnie było ich więcej, bo Marek J. miał już dość. Jego kompanowi było to bardzo nie w smak, taka rejterada w środku popijawy. Stał się agresywny, jął cucić kolegę coraz bardziej ulegając pijanej złości. Żona gospodarza próbowała uspokoić sytuację, ale to tak jakby gasić ogień benzyną. Pijany kolejarz dyszał wściekłością miotając słowa urągające wszystkiemu co kulturalne. Dostał "białej gorączki", jak to się czasem mówi... Przerażona gospodyni pobiegła po pomoc do sąsiada, w międzyczasie zawiadomiono policję.

- Przed godziną 17 łukowscy policjanci otrzymali informację, że w jednym z domów na terenie Łukowa dochodzi do agresywnych zachowań 61- letniego właściciela domu - opowiada młodszy aspirant Maciej Zdunek z policji w Łukowie.

Funkcjonariusze natychmiast zostali skierowani na miejsce interwencji. Nie zdążyli. Nikt by nie zdążył. Najprawdopodobniej Jerzy B. nie zważając na to, że kolega jest nieprzytomny począł bić go i kopać, a następnie sięgnął po nóż! - Po wejściu do domu jednorodzinnego policjanci zastali mężczyznę, który nie dawał oznak życia. Poszkodowany posiadał wbity w szyję nóż. Niestety zadane przez sprawcę rany okazały się śmiertelne - kontynuuje młodszy aspirant Maciej Zdunek.

Zabójca nie uciekał, spokojnie dał się zakuć w kajdanki. Siwowłosy, bez emocji na łagodnej twarzy wsiadł do radiowozu. Łukowski sąd nakazał aresztować go na 3 miesiące. Zgodnie z kodeksem karnym za zabójstwo grozi mu nawet dożywocie.

Sonda
Czy sprawcy zabójstw powinni od razu trafiać za kraty na dożywocie?