Proces Eryka W. zaczął się 18 grudnia przed Sądem Okręgowym w Lublinie. Wytatuowany i dobrze zbudowany Eryk W. nie wyglądał na takiego, który się boi. W Chełmie ma opinię wirażki i twardego faceta. - Kiedy zobaczyłem w jego ręku nożyczki, bałem się go. Potem zadałem cios nożem - tłumaczył podczas zeznań przed śledczymi. Nie pamiętał, że zadał kilka ciosów nożem, w szyję, obojczyk, brzuch... - Nie tak to miało wyglądać - dodał na sali sądowej.
To tragedii doszło 19 stycznia 2024 roku w nowym apartamentowcu przy ul. Krańcowej w Lublinie. Daniel S. mieszkał tam z dziewczyną, z którą rozstał się na krótko przed śmiercią. Prowadził sklep popularnej sieci spożywczej na os. Nałkowskich. Feralnego dnia zaprosił swego kolegę z rodzinnego Chełma. - Była straszna awantura, krzyczeli na siebie, byli pijani na pewno. Latały sprzęty. Potem nagle wszystko ucichło - opowiadali wtedy sąsiedzi młodego człowieka.
Ciało swego syna odkrył jego ojciec Ireneusz, który na drugi dzień przyjechał do Lublina, zaniepokojony brakiem kontaktu ze strony dziecka. W środku małego mieszkania panował idealny porządek. Pachniało mocno środkiem myjącym. Sprawca starannie wysprzątał mieszkanie. Tylko o kroplach krwi na lustrze zapomniał. Zauważył je ojciec ofiary i jął szukać staranniej. Zauważył rękę syna wystającą spod łóżka. Daniel był owinięty folią.
- Daniel, Daniel - krzyczał, wyciągając swego syna spod łóżka i rozdzierając folię, w którą był spowity. Jego syn już nie żył. Sekcja zwłok wykazała, że był pod wpływem alkoholu i narkotyków, jednak powodem śmierci było wykrwawienie i fakt, że przez dłuższy czas przebywał unieruchomiony pod łóżkiem.
- Zabiłeś mi syna psychopato! - Ireneusz S. nie wytrzymał na sali sądowej. Poprosił, aby media mogły relacjonować proces, chce bowiem, żeby prawda wyszła na jaw.
Po zabójstwie Eryk W. uciekł do Chełma pociągiem. Wcześniej pozbył się zakrwawionych rzeczy, posprzątał mieszkanie. Wpadł następnego dnia. W krótkim ukrywaniu się pomógł mu kolega, Grzegorz G., który również zasiadł na ławie oskarżonych. Nie chciał składać zeznań, przyznał się do winy. - Mówił, że pojechał bić jakiegoś chłopaka, że doszło do awantury, wsadził mu kosę w brzuch. Że "za głowę" może iść siedzieć na długo. Pytał, co mu doradzić, czy ma się ukrywać - powiedział podczas śledztwa ważne słowa, które rzucają na "strach" Eryka W. nowe światło.
Przez cały czas ojciec zabitego chłopaka siedział naprzeciwko zabójcy z portretem syna. Na Eryku W. nie robiło to żadnego wrażenia. Grozi mu dożywocie.