Noc Kultury to już markowa impreza, na której prócz lublinian pojawili się goście z całego kraju i świata... Tak , tak, w gwarnym tłumie, który opanował miasto nie brakło ani "śląskiej godki", ani mowy Goethego, ani gości z Afryki, Ameryki Południowej czy USA. Ten jedyny w swoim rodzaju festiwal ulicy, całkowicie darmowy dla odwiedzających wystartował w 2007 roku; pierwszej Nocy Kultury przyświecało hasło „Manifestacja kultury Lublina“.
Dzieją się rzeczy niezwykłe
- Noc Kultury to festiwal, który nieustannie zaskakuje. Dzieją się wtedy rzeczy niezwykłe. (...) Sztuka ożywia miejsca nieznane lub zapomniane. Bramy stają się świetlistymi instalacjami, place i skwery scenami teatralnymi, a uliczki Starego Miasta potrafią zaskoczyć nawet stałych bywalców. Zachęcają otwarte do późna drzwi galerii, teatrów i muzeów. To tysiące uśmiechniętych ludzi spacerujących pięknymi uliczkami w poszukiwaniu niezapomnianych wrażeń. To jedyna taka magiczna noc w roku, kiedy niemożliwe staje się możliwe… - zachęcali organizatorzy.
Czytaj też: To najbardziej bajkowa wieś w Polsce. Zobacz, co kryje Majdan Ostrowski
Uczestnicy stanęli przed trudnym wyborem, do zobaczenia była bowiem moc atrakcji, a czas ograniczony. To przecież tylko jedna noc. - Na program Nocy Kultury składają się projekty zgłoszone w otwartym naborze, gdzie propozycje może zgłosić każdy mieszkaniec lub przyjaciel Lublina, oraz produkcje festiwalowe, których producentem są Warsztaty Kultury w Lublinie. Wspólnym mianownikiem jest premierowość i niepowtarzalność prezentowanych sytuacji - dodają organizatorzy.
Hasło przewodnie: MiastoRelacje
- Widzimy miasto jako żywy organizm, który czerpie siłę z relacji. Relacje te nie kończą się wraz ze wschodem słońca – zostają z nami jako zaczyn, by każdego dnia móc tworzyć nowe połączenia: między sobą, z miastem, z kulturą - wyjaśniają organizatorzy.
To była jedyna okazja, aby zobaczyć, jak wygląda Plac po Farze otulony kolorową tkaniną, przejść przez ażurową bramę przy ul. Złotej, poczytać komiksowe dymki porozwieszane w wielu miejscach, wrócić z nimi do dzieciństwa czytając słowa wyliczanki (deus deus kosmateus...) i odpocząć na łące zrobionej na podwórku jednej z kamienic. Nauczyć się tańca nowoczesnego i zrobić własną, pamiątkową koszulkę. - Niby wszystko już gdzieś kiedyś było, podobne rzeczy dzieją się na całym świecie - ocenia pani Daria (44 l.) ze Śląska. - Ale w Lublinie jest to bardziej esencjonalne, pełniejsze. Pewnie to zasługa tego miasta....
Podsumowaniem może być taki obraz: w tym samym czasie w odległości trzech, czterech minut spaceru można było uczestniczyć w występie hiszpańskiego gitarzysty, pobujać się na koncercie O.S.T.R i nauczyć tańczyć fokstrota.