Gospodarstwo pana Jacka i jego brata Wojciecha (45 l.) leży na uboczu. Za jego domem są pola uprawne, a za nimi zaczynają się szuwary i trzciny rosnące na podmokłym terenie. To prawdziwe El Dorado dla mieszkających tam dzików - idealna kryjówka. - Jest ich dziesiątki – kręci głową gospodarz. Na nieszczęście z jego pól zrobiły sobie stołówkę. Ziemniaków już w tym roku nie uda się uratować. Wzięły się teraz za rosnące zboża. – Serce boli patrzeć, co robią – załamuje ręce.
Pan Jacek boi się także o swoich synów, Pawła (10 l.) i Kubę (8 l.), którzy lubią spędzać czas na łąkach. - Nie mogę zostawić ich tutaj samych. W każdej chwili na swej drodze mogą spotkać lochę z młodymi – tłumaczy. Dlatego wspólnie z bratem postanowili uprzykrzyć życie dzikim lokatorom. - Stajemy autem na prowadzącej na nasze pola drodze i gonimy to tałatajstwo – opowiada.
Rolnikowi próbują pomóc myśliwi. Niestety, bez większych efektów. W gęstych zaroślach dziki są nieuchwytne. Szlędak zwrócił się więc do urzędu gminy. Chciałby, aby urzędnicy pomogli mu w wykoszeniu nadbrzeżnych trzcinowisk. Dziki wyniosłyby się wtedy do lasu. - Skorzystaliby na tym wszyscy. Okolica jest przepiękna, ale przez te chaszcze i dziki całkowicie niedostępna dla turystów i kajakarzy, których dużo jest na Wieprzu - tłumaczy. Mucha