Dramat gospodarza z Lubelszczyzny: Nie śpimy, bo przeganiamy dziki

2019-07-26 17:59

- Muszę walczyć z odyńcami - żali się Jacek Szlędak (48 l.). Rolnik mieszka z rodziną w położonej nieopodal rzeki Wieprz wsi Ostrów. Niestety, piękne okolice upodobały sobie także dziki, które buszują w nadbrzeżnych trzcinach i notorycznie „odwiedzają” jego obejście i pola. – Co noc trzymam straż, żeby je odstraszyć – opowiada gospodarz.

Gospodarstwo pana Jacka i jego brata Wojciecha (45 l.) leży na uboczu. Za jego domem są pola uprawne, a za nimi zaczynają się szuwary i trzciny rosnące na podmokłym terenie. To prawdziwe El Dorado dla mieszkających tam dzików - idealna kryjówka. - Jest ich dziesiątki – kręci głową gospodarz. Na nieszczęście z jego pól zrobiły sobie stołówkę. Ziemniaków już w tym roku nie uda się uratować. Wzięły się teraz za rosnące zboża. – Serce boli patrzeć, co robią – załamuje ręce.

Pan Jacek boi się także o swoich synów, Pawła (10 l.) i Kubę (8 l.), którzy lubią spędzać czas na łąkach. - Nie mogę zostawić ich tutaj samych. W każdej chwili na swej drodze mogą spotkać lochę z młodymi – tłumaczy. Dlatego wspólnie z bratem postanowili uprzykrzyć życie dzikim lokatorom. - Stajemy autem na prowadzącej na nasze pola drodze i gonimy to tałatajstwo – opowiada.

Rolnikowi próbują pomóc myśliwi. Niestety, bez większych efektów. W gęstych zaroślach dziki są nieuchwytne. Szlędak zwrócił się więc do urzędu gminy. Chciałby, aby urzędnicy pomogli mu w wykoszeniu nadbrzeżnych trzcinowisk. Dziki wyniosłyby się wtedy do lasu. - Skorzystaliby na tym wszyscy. Okolica jest przepiękna, ale przez te chaszcze i dziki całkowicie niedostępna dla turystów i kajakarzy, których dużo jest na Wieprzu - tłumaczy. Mucha