Oprócz matek z dziećmi do Polski z Ukrainy przyjeżdża coraz więcej osób starszych, które na początku wojny nie chciały opuszczać ojczyzny. Teraz widzą, że nie ma już na co czekać – mówi kierownik zmiany w punkcie recepcyjnym w Tomaszowie Lubelskim, Andrzej Dziuba. Punkt działa w hali sportowej Ośrodka Sportu i Rekreacji w Tomaszowie. Do przejścia granicznego w Hrebennem jest stąd ponad 20 km.
W ostatnich dniach uchodźców jest nieco mniej. – W poniedziałek do godz. 17.00 mieliśmy tylko dwieście osób, a zdarzało się, że w ciągu zmiany przewijało się 700-800 osób. Nie ma reguły, jeśli chodzi o porę dnia. To wszystko dzieje się falami, zależy jak ukraińska straż graniczna przepuszcza – opisuje Dziuba. I dodaje, że jedna czwarta osób, które trafiają do punktu recepcyjnego, chce dalej jechać za granicę do rodzin i bliskich. Reszta chce zostać w Polsce. – Bardzo dużo ludzi nie chce jechać w głąb naszego kraju. Wolą zostać jak najbliżej granicy – zwraca uwagę w rozmowie z PAP.
Oprócz matek z dziećmi do Polski przyjeżdża coraz więcej osób starszych z Ukrainy, które na początku wojny nie chciały opuszczać ojczyzny. – Teraz widzą, że nie ma już na co czekać. W takich chwilach i mnie też do oczu płyną łzy. Jestem tu od dwóch tygodni, ale człowiek nie potrafi się przyzwyczaić do takich widoków – przyznaje Dziuba.
82-letnia Antonina pochodząca z Zaporoża pokazuje, że z odzieży wzięła tylko to, co ma na sobie, czyli bluzkę, spodnie, podkoszulek. – I kurteczkę, żeby nie było chłodno – dodaje. Do Polski przyjechała z córką, wnuczką i prawnuczką. – Przez 34 lata byłam księgową. Moja córka jest artystką malarką, a wnuczka sekretarką w szkole – wylicza z dumą.
Polecany artykuł:
Zmartwiona mówi, że całe życie spędziła na Ukrainie, a na starość musiała wyjechać. – Myślałam, że tam umrę. Nie chciałam wyjeżdżać, ale zabrali mnie ze sobą do Polski. Nie mamy tutaj nikogo. Czekamy na wyznaczenie ośrodka pobytu. Nie chcemy jechać nigdzie indziej za granicę. Nasze języki są podobne i jakoś się dogadamy – podkreśla 82-latka.