6 listopada 2014 roku pani Janina straciła przytomność leżąc w swoim łóżku. Nie dawała oznak życia. - Miała zaciśnięte usta, zimne nogi, nie oddychała - opowiadała nam wówczas pani Bogumiła, która wraz z mężem opiekowała się staruszką. Rodzina natychmiast wezwała pogotowie, a lekarz rodzinny stwierdził zgon 91-latki.Wypisano akt zgonu. O godzinie 12 pojawiły się pracownicy firmy pogrzebowej, następnie ciało kobiety trafiło do chłodni. Zaczęły się przygotowania do pogrzebu. Ustalono nawet datę - sobota 8 listopada. Wydrukowano klepsydry, omówiono szczegóły z księdzem. Jednak o północy do drzwi domu ktoś zapukał. Pani Bogumile nogi ugięły się, gdy otworzyła. - Zobaczyłam babcię otuloną w koc. Była przeraźliwie zziębnięta, do rana rozgrzewaliśmy ją termoforem i gorącą herbatą - wspomina pani Bogumiła.
- Było mi zimno, leżałam w worku, ruszałam nogami i rękami, jęczałam. Wtedy ktoś mi pomógł, dał koc i odwiózł do domu - opisuje babcia Janina moment swego przeraźliwego przebudzenia.
Na szczęście pani Janina nie pamiętała nic z tamtych wydarzeń. Była przekonana, że spała we własnym łóżku. Lekarka, która badała panią Janinę i stwierdziła u niej zgon, była zszokowana całą sytuacją. - Stwierdzenie braku pulsu, zbadanie jeszcze tętnicy szyjnej, osłuchanie akcji serca, płuc, zbadanie źrenic. Typowe objawy, byłam pewna, że pacjentka nie żyje - mówiła lekarka.
Pani Janina dożyła 92 lat. Zmarła w 2016 roku.
Czym jest syndrom Łazarza?
Zjawisko, którego doświadczyła kobieta, lekarze określają mianem syndromu Łazarza. To bardzo rzadki przypadek, gdy po zatrzymaniu krążenia i nieudanej reanimacji dochodzi do samoistnego wznowienia pracy serca. Naukowcy tłumaczą to m.in. opóźnionym działaniem leków, spadkiem ciśnienia w klatce piersiowej po zakończeniu uciskania serca lub błędnym uznaniem pacjenta za zmarłego, gdy jego funkcje życiowe były silnie spowolnione.
Choć współczesna medycyna zna takie przypadki to wciąż nie potrafi w pełni wyjaśnić tego fenomenu.