Kiedy Brodacze pojawili się w Sławatyczach? Tego nikt we wsi położonej nad brzegiem Bugu na Lubelszczyźnie nie pamięta. Brodacze są pewnie starsi niż stojący w centrum kościół katolicki oraz cerkiew prawosławna. Od dawien dawna Brodacze w swój jedyny i niepowtarzalny sposób żegnają w barwnym korowowodzie Stary Rok. Głośni i hulaszczy przewracają spokojną miejscowość do góry nogami, a ich złowieszcze krzyki i pohukiwania budzą grozę dziewcząt i dzieci. I niby chuliganią przy tym mocno, nieznośni są i krnąbrni, to nikt Brodacza nie pogoni i złego słowa nie powie. - Tak naprawdę nie wiemy, kiedy pojawili się w Sławatyczach. W archiwach mamy zdjęcia z okresu przedwojennego, które pokazują Brodaczy w niezmienionej praktycznie formie. Z pewnością zwyczaj ten ma przynajmniej kilkaset lat dlatego, że dziadkowie dziadków opowiadali, że już chodzili jako Brodacze - opowiada SE Arkadiusz Misztal, wójt gminy Sławatycze. - Nie ma ich na pewno nigdzie indziej na świecie - dodaje z dumą podkreślając, że 2021 roku korowód Brodaczy wpisany został na Krajową Listę Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego.
Wysokie, kolorowe czapy ze wstążkami i kwiatkami zrobionymi najczęściej z bibuły, do tego skórzana maska z doczepionym doń czerwonym nosem, długa broda z włókna lnianego, barani kożuch odwrócony "na nice" i słomianki na nogach... Wyglądają kolorowo i strasznie, i tak się właśnie zachowują. - Mamusiu, boję się - te słowa i płacz słychać było wyjątkowo często. Brodacze uwielbiają krotochwile, uwielbiają psocić i straszyć. Postukując drewnianą lagą wydają z siebie potężne dźwięki, ni to krzyki, ni to piski. Złośliwe takie i straszące. A to komuś włażą do auta, żądając wykupu w kieliszku (bywalcy w autach są na to przygotowani), a to siądą na maskę. I nie ważne, czy to samochód prywatny, czy radiowóz...
Ale spokojnie, Brodacze (w większości młodzi mężczyźni, "kawalery") nikomu tak naprawdę krzywdy nie zrobią. A dziewczęta, te młodsze i te starsze, te niezamężne i całkiem już rodzinne specjalnie nie uciekają, żeby któryś z Brodaczy "wziął je na chocki", czyli obłapiwszy w pasie podniósł do góry i zakręcił jak w tańcu. - Żonom ma to przynieść szczęście w małżeństwie, pannom zaś dobrego kawalera na męża - tłumaczy starszy mężczyzna.
Dla pani Joanny, która z mężem przyjechała specjalnie spod Kielc (świętokrzyskie) pasują mocno takie "chocki". - Czuję się cudownie i dużo młodsza - mówi.
Zanim jednak Brodacze pojawią się na sławatyckich ulicach, czeka ich misternie robota przy stroju. Rychtują go przez cały Adwent z pomocą rodziny. - Ciężka robota. Mi pomagał dziadek, a jemu jego dziadek. A temu z kolei jego dziadek i tak się to pięknie toczy - opowiada jeden z Brodaczy.
I choć jeszcze trwa 2024, to myśli już o tym, jakie przebranie zrobi za rok. Bo Brodaczem się nie bywa. Brodaczem się jest.