Pimpuś wszedł do spuszczonego w ciemną czeluść koszyczka, skuszony zapewne smakowitą wonią pieczonego boczku. Łapki lizać – pomyślał. Kotek wpadł do studni w Górze Kolonii pod Puławami. Dla niego to mógł być koniec, a dla pana Stanisława najsmutniejsze Boże Narodzenie, ale… strażacy stanęli na wysokości zadania i bohatersko uratowali małego Pimpka. Zobacz zdjęcia z tej niezwykłej akcji!
W gospodarce pana Stanisława psów i kotów zawsze było pełno, bo rolnik uwielbiał, jak coś kręciło się, miauczało i szczekało na podwórzu. Onegdaj, jako jeden z pierwszych i najlepszych hodowców bydła rasy mięsnej w Polsce, nie miał dla nich czasu. – Zawsze coś się znalazło do roboty, swoją hodowlę prezentowałem na największych pokazach kilka razy do roku – wspomina czasy swej aktywności zawodowej, po której zostało mu dziesiątki medali, odznaczeń itp. Teraz zaś ma więcej czasu, a koty stały się jego ulubieńcami.
Kiedy znajomy pokazał mu małe od własnej kotki, wiedział, że muszą być jego. Okazały się wyjątkowo łaskawe, lgną do ludzi, domagając się pieszczot i mrucząc na całą okolicę. Mają swój plan dnia: rano i po południu mleczko od krówki, przez cały dzień zaś karma. Korzystają z udogodnień nader chętnie i rosną jak na drożdżach. – Zwłaszcza Pimpek jest przymilny, no i jaki elegancki: cały czarny, tylko biały krawat i cztery białe skarpetki – mówi z uśmiechem pan Stanisław.
Zobacz też: Śmierć żołnierza przy granicy. Umierał w makabrycznych okolicznościach
W piątek rano nie było mu tak miło. Idąc do obory jeszcze przed świtem, usłyszał przeraźliwe miauczenie z kierunku stojącej w obejściu studni. Jak się okazało, Pimpek szedł swym kocimi ścieżkami i omal nie przypłacić tego życiem.
– Studnia przykryta była deskami, na których leżał stary dywan. Traf chciał, że materia zbutwiała, rozdarła się, a Pimpek wpadł w kilkucentymetrową szparę między deskami – opowiada z przejęciem rolnik. Kotek miał tyle szczęścia, że zatrzymał się na pompie do wody, umiejscowionej kilka metrów od tafli. Pan Stanisław nie myślał długo, poprosił o pomoc straż pożarną.
– Druhowie ochotnicy z Markuszowa przyjechali po niedługiej chwili. Musieliśmy jednak czekać na drabinę, która jechała z Puław. Wtedy wpadliśmy na pomysł – wspomina i rzecz uściśla: w kuchni przygrzał na patelni kawał świeżo upieczonego boczku, żeby pachniał jeszcze lepiej i poprosił strażaków, żeby spuścili mu to w koszyku. Zanim drabina była na podwórzu, był już na nim i Pimpek. Cały i zdrów.
– Po dojeździe na miejsce, zastaliśmy kota w 25-metrowej studni. Nasze działania polegały na wyciągnięciu kota za pomocą linki oraz kosza. Pupil cały i zdrowy wrócił do właściciela. Na koniec zabezpieczyliśmy studnię, zakrywając otwór deskami – dodają na swej stronie internetowej strażacy.
– Panowie strażacy, dziękuję, żeście mi pomogli – mówi wzruszony Szyszko.