Do tragedii doszło w czwartek 24 sierpnia. - Ciało odnalazł mieszkaniec, który wraz ze swoimi dziećmi przyszedł skorzystać z placu zabaw. Natychmiast podjął akcję reanimacyjną, gdyż jest zawodowym strażakiem. Niestety chłopiec prawdopodobnie już wtedy był martwy - poinformowała nas Czytelniczka. Niestety, informacja ta okazała się prawdziwa. - Karetka pogotowia, straż pożarna, śmigłowiec, wszyscy się tu pojawili - opowiada kobieta mieszkająca nieopodal. - Niestety, śmigłowiec wrócił do bazy pusty - dodaje zmartwiona, bo jak mówi, Marcin to był spokojny, dobry chłopiec.
Chłopiec, który w Bochotnicy ma rodzinę, na stałe mieszka w Puławach. Przez całe wakacje mieszkał jednak z rodzicami i starszym o dwa lata bratem w tej miejscowości. Na nadwiślańskich łąkach stworzyli sobie bowiem ranczo, gdzie w dość siermiężnych warunkach spędzali wolny czas. Mieli ogródek, maliny, warzywa. I blisko do Wisły i kilku strumyków, w których chłopiec uwielbiał wędkować. To i piłka nożna to był cały jego świat. - Spokojny, grzeczny, często widywałem go na rowerze - opowiada sąsiad z plantacji malin położonej w pobliżu.
"Mąż próbował go reanimować"
Feralnego dnia grał w piłkę z kolegami. Uwielbiał to. W pewnym momencie oddalił się od grupki. Wszyscy myśleli, że poszedł w krzaki za potrzebą. Nie wracał jednak. Nie wiemy, kto znalazł go leżącego między budynkiem szkoły, a skrajem lasku. Na miejscu, bawiąc się na placu zabaw z dziećmi był jednak zawodowy strażak. - Mąż próbował go reanimować. Robił to aż do momentu przyjazdu ratowników - opowiada żona pana Łukasza. - Był zdruzgotany. Mówił, że chłopiec leżał już jakiś czas nieprzytomny.
Bochotnica. Śmierć 13-letniego Marcina. Okoliczności tragedii
Co się stało? Tak naprawdę nie wiadomo. Policja nie informowała w ogóle o tragedii. - Takie zdarzenie miało miejsce. Funkcjonariusze wykonywali czynności w obecności prokuratora w tej sprawie - ucina rzeczniczka puławskiej policji. W poniedziałek odbyła się sekcja zwłok Marcina. Nie pozwoliła na ustalenie jednoznacznej przyczyny śmierci chłopca. Potrzeba dodatkowych badań. Ludzie snują zaskakujące teorie. - Pogryzły go szerszenie - mówią niektórzy. - Zatruł się gazem do zapalniczek, który miał przy sobie i lubił tak się odurzać - słychać i takie głosy. Jak poinformował PAP, Prokuratura Rejonowa w Puławach wszczęła śledztwo w kierunku nieumyślnego spowodowania śmierci chłopca. Grozi za to do 5 lat więzienia.