Lubartów: Zabił byłą żonę z zimną krwią?! Ważna decyzja sądu

i

Autor: KWP Lublin; Facebook Lubartów: Paweł zadźgał Annę na środku ulicy. Jaka kara dla zabójcy?

Tylko u nas

Zabił żonę sześć lat po rozwodzie, wcześniej ją prześladował. Paweł B. usłyszał wyrok sądu

2024-10-23 10:00

Sześć lat po rozwodzie Paweł B. prześladował byłą żonę, aż w końcu pozbawił ją życia. Tragiczna historia 38-letniej Anny z Lubartowa obnaża dziury w wymiarze sprawiedliwości. Jak to bowiem możliwe, że Paweł B., były mąż ofiary, przez lata groził, że ją zabije, wielokrotnie trafiał do aresztu, usłyszawszy dziesięć różnych wyroków, lecz za każdym razem finalnie go wypuszczano? Na dobre za kratki trafił dopiero, gdy sięgnął po najbrutalniejsze działania. Kobieta zginęła, osierocając czwórkę swoich dzieci. "Super Express" poznał ostateczny wyrok sądu.

Do szokujących scen w biały dzień na ulicy Szulca w Lubartowie doszło dokładnie 12 lipca 2021 roku. 38-letnia Anna wraz ze swoim 44-letnim partnerem wybrali się na wieczorny spacer. Było około godziny 19:00, kiedy po drugiej stronie drogi zauważyli dziwnie przyglądającego się im mężczyznę. Kobieta prędko zorientowała się, że to jej były mąż, Paweł B., z którym rozstała się sześć lat temu. 37-latek nigdy nie pogodził się z utratą ukochanej. Wszystkich wokół przekonywał, że nadal darzy ją uczuciem, choć jednocześnie bliscy Anny mówili wprost, że ten groził jej śmiercią i był po prostu agresywny, nieobliczalny. Tego dnia, kiedy stanął naprzeciwko byłej żony i jej nowego partnera, zaczął wykrzykiwać w ich kierunku wulgaryzmy.

Para spodziewała się konfrontacji, kiedy mężczyzna zaczął się do nich zbliżać, ale nie sądzili, że ten ma przy sobie nóż. Pani Anna zwróciła mu uwagę, że ma orzeczony przez sąd zakaz zbliżania się do niej, więc powinien stąd odejść, ale to rozwścieczyło go jeszcze bardziej. Gdy podszedł wystarczająco blisko, opluł byłą żonę, a potem jakby znikąd wysunął ostrze i zaczął nim dźgać Annę. - Najpierw ją przewrócił, a potem zadał kilka ciosów nożem, między innymi w klatkę piersiową i szyję – relacjonował Andrzej Fijołek z Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie. Oprawca zdążył zadać kilka ciosów, mimo szybkiej reakcji partnera ofiary, pana Marcina, który próbował jej bronić. Zresztą on także poważnie oberwał, nim agresor uciekł w popłochu z miejsca zdarzenia.

Karetkę wezwali świadkowie, którzy z daleka dostrzegli zatrważające sceny. - Leżała na chodniku, ciało miała wykręcone w jedną stronę, a głowę w drugą. Próbowaliśmy działać, sąsiad sprawdził puls, ale ona już była sina. Jej partner klęczał obok niej, też cały zalany krwią, z wbitym w rękę nożem – opowiadał w telewizji TVN pan Dariusz, który widział całe zajście. Niestety, ze szponów śmierci udało się uratować jedynie partnera Anny. Ona zginęła w wyniku zadanych jej obrażeń, osierocając czwórkę dzieci, z czego dwóch synów było również dziećmi sprawcy. Potomstwo wychowywała i utrzymywała sama, z pomocą brata oraz babci.

Paweł B. po morderstwie ukrył się w krzakach. "Udawał, że jest nieprzytomny"

Policjanci, którzy przyjechali na miejsce, natychmiast rozpoczęli poszukiwania napastnika. Szybko dostrzegli go w krzakach, w których nieudolnie próbował się ukryć. Początkowo udawał nawet, że jest nieprzytomny. Funkcjonariusze podejrzewali, że może być nietrzeźwy i mieli rację. Mężczyzna był pijany, miał prawie 1,50 półtora promila alkoholu we krwi. W czasie procesu zeznawał ponadto, że tego dnia zażył narkotyki oraz leki psychotropowe, więc nie do końca pamięta przebieg całego zdarzenia. W toku śledztwa ustalono, że Paweł B. co najmniej od kilku lat miał prześladować swoją byłą żonę. Nie pogodził się z rozstaniem, przez lata groził, że ją zabije. Brat Anny, pan Gerard, w rozmowie z reporterem programu „Uwaga! TVN” opowiadał, że agresor zachowywał się wobec jego siostry nagannie już w czasie małżeństwa.

- On ją bił, dusił i zamykał w domu. Chodziła z podbitymi oczami. Nie pracował, cały czas był na utrzymaniu siostry, musiała go rozliczać z każdego grosza. Po rozwodzie musiałem po nią wychodzić do pracy, robić za nią zakupy, bo się bała, że go spotka. On ją całe życie zastraszał, dlatego się z nim rozwiodła – opowiadał brat ofiary. - Przez sześć lat nie dał jej spokoju. Do mnie też krzyczał, odgrażał się. Mówił, że cała nasza rodzina, że jesteśmy najgorsi – dodawał.

Wysyłał byłej żonie groźby, nie dawał jej spokoju. "Po mieście chodził z nożem"

Zdaniem świadków, Paweł B. wysyłał byłej żonie także groźby. Nie przejmował się konsekwencjami, po mieście w przeszłości chodził z nożem. Znajoma kobiety zeznała, że starał się ją oczerniać przed ludźmi, wykrzykiwał, że dzieci nie będą mieć matki, gdy z nią skończy. Sprawa była zgłaszana na policję, a nagrania i listy od mężczyzny pokazywano odpowiednim instytucjom.

Paweł B. był znany służbom. W przeszłości, jeszcze zanim poznał Annę, spędził w więzieniu kilkanaście miesięcy. I choć początkowo małżeństwo z kobietą układało się dobrze, a para doczekała się dwójki wspólnych dzieci, to później w 37-latka na nowo wstąpiły dawne demony. Za brutalne znęcanie się nad żoną znowu trafił za kratki – tym razem na ponad cztery lata. Prokuratura ustaliła wówczas, że wtargnął do mieszkania poszkodowanej, zerwał z niej biżuterię i żądał pieniędzy, stąd zasądzona kara.

Spokój nie trwał jednak długo, bo oprawca po wyjściu na wolność nie zaprzestał nękania byłej partnerki. Podpalił na przykład mieszkanie nowego partnera Anny. W kwietniu usłyszał kolejny wyrok, rok pozbawienia wolności. TVN ustalił, że na poczet kary zaliczono wcześniejszy areszt, lecz w chwili śmiertelnego ataku na żonę, czyli w lipcu 2021 roku, nadal powinien przebywać w więzieniu. Jak to możliwe, że był na wolności, gdzie postanowił znowu zaatakować – i to z użyciem noża, co miało fatalne skutki?

37-latek wyszedł na wolność, bo mu pozwolono. Kpił z wymiaru sprawiedliwości

- Paweł B. był pozbawiony wolności do momentu wydania wyroku, a potem, zgodnie z przepisami, była możliwość zwolnienia go. Oczekiwał na wezwanie do odbycia pozostałej części kary. Zdecydował o tym Sąd Rejonowy w Lubartowie – tłumaczyła stacji Agnieszka Kępka z Prokuratury Okręgowej w Lublinie. 37-latek żył sobie, jak gdyby nigdy nic, bo służby uznały, że nie ma przesłanek, by utrzymać tymczasowy areszt. Miał więc trafić za kratki za jakiś czas, gdy zostanie wezwany do odbycia kary. To wezwanie nie przyszło jednak w porę, mimo że Paweł B. jawnie kpił z wymiaru sprawiedliwości, nie stawiając się chociażby na policyjny dozór, który mu wlepiono za znieważenie funkcjonariusza.

Program „Uwaga! TVN” nieoficjalnie ustalił, że podstawą do zwolnienia mężczyzny z aresztu były zeznania Anny, która na ostatniej rozprawie miała stwierdzić przed sądem, że już nie boi się swojego byłego męża, choć w rzeczywistości – jak twierdzi jej brat – bała się go panicznie. Chciała tylko uwolnić się od jego wpływu na życie. Czy jednak odczucie poszkodowanej, a właściwie tylko jej słowa, były wystarczającym powodem, by wypuścić oprawcę zza krat? A może właśnie te słowa stały się kołem napędowym do kolejnych agresywnych działań Pawła B., jakby chciał udowodnić byłej żonie, że ma się bać, więc tym bardziej nie powinien zostać wypuszczony. Decyzja o zwolnieniu z aresztu 37-latka, jak już wiemy, okazała się bowiem katastrofalna.

Paweł B. wrócił do za kraty dopiero po tym, jak zabił byłą żonę. Prokuratura postawiła mu zarzut zabójstwa, za który groziła kara co najmniej dwunastu lat więzienia, a maksymalnie dożywocia. 37-latek nie przyznał się do winy i nie złożył wyjaśnień. - Mam żal do sądu, że go zwolnili. To jest psychopata – podkreślał brat zamordowanej Anny. - To była wspaniała kobieta. Nie ma osoby, która by na nią powiedziała złe słowo. Nie przechodziła obojętnie obok ludzkiej krzywdy. Była pomocna, dbała o dzieci. To tragedia dla całej rodziny, ale najbardziej dla dzieci, które codziennie płaczą, wspominają mamę i chcą do niej – podsumowywał.

Dźgał w klatkę piersiową i podbrzusze. Nie miał litości dla Anny

W 2022 roku prokuratura, badając tę sprawę, mówiła wprost, że Paweł B. z zimą krwią zadźgał swoją byłą żonę na środku ulicy, w centrum miasta, i powinien ponieść najwyższą karę. - Oskarżony spowodował u ofiary obrażenia ciała w postaci dźgnięć nożem w okolice klatki piersiowej i podbrzusza, z których to jedna z ran w klatkę piersiową była śmiertelna i skutkowała zgonem pokrzywdzonej – przekazała prokurator Agnieszka Kępka, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Lublinie.

Podczas procesu, który ruszył w tym samym roku, Paweł B. twierdził jednak, że nadal kocha Annę. Gdy usłyszał, że trafi do aresztu, zalał się łzami i wciąż przekonywał, że jest niewinny. Zasłaniał się brakiem pamięci, ale jednocześnie wyznał, że przedstawiony przez służby przebieg zdarzenia jest prawdopodobny i może stwierdzić go, przeglądając akta. - Kochałem Ankę. Ktoś może mówić, że jestem bez serca, ale na swój sposób też to przeżywam. O dzieciach cały czas myślę – mówił w sądzie, w którym zgodził się jedynie odpowiadać na pytania. Wcześniej, podczas śledztwa, milczał natomiast jak grób. - Ten człowiek nie zasługuje na to, żeby żyć – skwitował przed sądem jeden z dorosłych już synów ofiary, cytowany przez „Super Express”. To właśnie osieroceni, wkraczający w dorosłość synowie Anny, po jej zabójstwie napisali przejmującą piosenkę, a właściwie kawałek raperski. Słowa utworu niosły się w tamtym okresie echem po mediach społecznościowych. – Pamiętaj słowa matki i nigdy nie zapominaj, kto był przy tobie, kto cię karmił i kto ciebie wychowywał. Kto cię przytulał, podawał rękę i był w trudnych chwilach: o tym nigdy nie zapominaj – rapowali bliźniacy: Max i Paweł.

Pierwsza decyzja sądu. Synowie ofiary wnosili o najwyższy wymiar kary

W czerwcu 2022 roku Sąd Okręgowy w Lublinie podjął decyzję w sprawie Pawła B. Czytając uzasadnienie, wskazywał na to, że oskarżony przez prawie dekadę znęcał się nad żoną i nawet rozwód nie przerwał jej gehenny. 37-latek był karany aż dziesięć razy, a kilka tygodni przed ostatnim atakiem podpalił drzwi mieszkania, w którym przebywała. - Sposób działania oskarżonego był bezwzględny i nie znaleziono żadnych poważnych okoliczności łagodzących w tej sprawie - argumentował sędzia Jarosław Kowalski. Stwierdził on ponadto, że kara dożywocia stanowi „surogat kary śmierci” i należy po nią sięgać w wyjątkowych sytuacjach, wtedy kiedy żadne okoliczności nie wskazują na to, że możliwa byłaby poprawa czy walor wychowawczy względem osoby skazanej. - W naszej ocenie z taką sytuacją mieliśmy do czynienia w tym przypadku – podsumował sędzia, stwierdzając, że wyrok dożywotniego pozbawienia wolności będzie karą adekwatną oraz sprawiedliwą, i taką też karę otrzymał Paweł B. Stwierdzono, że 37-latek będzie mógł ubiegać się o warunkowe przedterminowe zwolnienie po odbyciu co najmniej 25 lat kary. – Zasłużył na to dożywocie – mówili zgodnie, patrząc na mordercę, 18-letni synowie zamordowanej Anny. Oni także wnosili o najwyższy wymiar kary.

Czerwcowy wyrok z 2022 roku nie był jednak ostatnim w tej sprawie, ponieważ obrona Pawła B. złożyła wniosek o apelację. Drugie rozpatrzenie tragicznych zdarzeń z Lubartowa dobiegło końca w maju 2023 roku. Mecenas przekonywał, że oskarżony działał w afekcie, pod wpływem silnego wzburzenia, i według portalu Tuba Łęcznej oczekiwał złagodzenia kary do jednego roku pozbawienia wolności. Tym absurdalnym oczekiwaniom wtórował sam oskarżony, który przekonywał na sali, że zawsze chciał być dobrym człowiekiem. - Oczywiście, błądziłem i byłem lekkomyślny. Bezmyślnie mówiłem coś, czego po chwili żałowałem. Często przepełniały mnie sprzeczne emocje. Ale zawsze starałem się pomagać ludziom, być uprzejmym dla innych. Dlatego teraz nie potrafię się pogodzić z tym, że doprowadziłem do takiej tragedii - mówił Paweł B. na zakończenie procesu. - Napiętnowany będę do końca życia, ale mam serce po właściwej stronie. Mogę tylko przepraszać i prosić o wybaczenie – dodawał.

Ostateczny wyrok w sprawie Pawła B. Ustalenia "Super Expressu"

Biegli stwierdzili u oskarżonego zaburzenia osobowości oraz zachowania związane z tymi zaburzeniami. Podawano, że może on być obciążony silnymi emocjami złości, niepokoju i napięcia, a w związku z tym może przejawiać zachowania słabiej kontrolowane, impulsywne, czasami niewspółmiernie do bodźców. Równocześnie stwierdzono, że Paweł B. jest osobą o wysokiej inteligencji.

Te wszystkie uwagi, jak ustaliliśmy w "Super Expressie", nie zmieniły ostatecznego werdyktu. Media nie informowały bowiem o decyzji Sądu Apelacyjnego w Lublinie, więc skontaktowaliśmy się z tamtejszymi przedstawicielami. W rozmowie z nami potwierdzono, że werdykt zapadł 27 sierpnia 2024 roku i kara dożywotniego więzienia została utrzymana. Tym samym wyrok jest prawomocny.

Sonda
Czy morderca powinien usłyszeć najwyższy wymiar kary?
Myślał, że ją zabił. Był zdziwiony, kiedy dowiedział się, że kobieta żyje