- Wszyskiego nauczyłem się w Internecie. Tam tłumaczono dokładnie, jak zodbyć w ten sposób pieniądze - przyznawał bez ogródek, skąd wziął pomysł na oszustwo. Od początku pomagała mu jego dziewczyna Alicja B. (30 l.). Przepis na bogactwo był genialny w swej prostocie. W popularnych serwisach ogłoszeniowych dawał anonse o poszukiwaniu pracowników. Aby wzbudzić zaufanie potencjalnych pracowników, przedstawiał się jako istniejąca już na rynku firma. Z jednym szczegółem: podawał swój adres email, co ciekawe, dla każdej ze spraw inny. Oszuści działali z rozmachem, ale ostrożnie.- Zatrudnialiśmy ludzi do dawania ogłoszeń, wynajmowaliśmy kilka mieszkań, korzystaliśmy z bezpiecznego wi fi, a pieniądze podejmowaliśmy w bezpiecznych bankomatach bez kamer - przyznali się podczas śledztwa.
Chętnych na pracę nie brakowało. Musieli wypełnić kwestionariusz, gdzie podawali swe dane osobowe. Jednym z wymogów było założenie konta i celem aktywowania przelanie tam od grosza do złotówki. Wszelkie dane dotyczące logowania trafiały do Kamila S.. Mając taki arsenał w ręku, oszust brał pożyczki w wielu firmach świadczących usługi pożyczek-chwilówek. Brał niewielkie pożyczki - od 300 do 1200 zł, a zanim je odebrał, pieniądze przechodziły przez konta założone na tzw. słupy. Byli to mężczyźni rekrutujący się z dworca PKS w Lublinie.O tym, jak bardzo byli sprawni, świadczą liczby. Od października 2013 r. do lutego 2015 r. oszukali 487 osób i wyłudzili od form pożyczkowych 413 tys. zł. Ich działalność przerwało dopiero zatrzymanie przez policję. Na pierwszej rozprawie przed Sądem Okręgowym w Lublinie 33-latek złożył wniosek o wyrok skazujący bez przeprowadzenia rozprawy. Jego partnerka w biznesie nie pojawiła się w sądzie.