Do śmierci mężczyzny doszło najprawdopodobniej w nocy ze środy na czwartek, 21 stycznia. Kazimierz F. mieszkał sam, w domu po swoich rodzicach. Nigdy nie założył rodziny i wiele raz korzystał z pomocy swego starszego brata, mieszkającego naprzeciwko, po drugiej stronie drogi. Na posesji, na której stoi dom Kazimierza, stoją także zabudowania gospodarcze jego brata. W tym obora, gdzie trzymane jest kilkadziesiąt jałówek i młodych byczków. To tam właśnie znaleziono ciało mężczyzny.
– W czwartek w godzinach porannych oficer dyżurny radzyńskiej komendy otrzymał informację, że na jednej z posesji w gminie Wohyń w zagrodzie dla bydła ujawniono ciało mężczyzny. Policjanci, którzy zostali skierowani na miejsce, ustalili, że ciało 50-latka – mieszkańca gminy Wohyń, znalazł jego brat. Przybyły na miejsce lekarz stwierdził zgon mężczyzny – opowiada Piotr Mucha z policji w Radzyniu Podlaskim. – Prokurator zarządził przeprowadzenie sekcji zwłok. Dopiero po tym będzie można powiedzieć coś więcej.
Zobacz też: Katecheta MOLESTOWAŁ dziewczynki. Pedofilski SKANDAL pod Opolem Lubelskim
Sprawa jest tajemnicza. Kazimierz F., choć mieszkał niedaleko obory, nie zajmował się zwierzętami i bardzo rzadko tam wchodził. A już na pewno nie w nocy.
Zobacz też: Lublin: PODPALILI wiatę, w której spał człowiek. Łyknęli MEFEDRON i zrobili COŚ STRASZNEGO
– Miał swoje własne ścieżki, utrzymywał się z prac dorywczych. Przy inwentarzu nam nie pomagał – opowiada brat zmarłego mężczyzny. Widział go ostatnio o 9.00 wieczorem w środę. – Był podenerwowany, dziwnie się zachowywał.
Mężczyzna znalazł go leżącego bez życia wewnątrz obory, w zagrodzie dla najmłodszych byczków. Leżał twarzą do góry.
– Lekarz powiedział, że ma pękniętą czaszkę z przodu – dodaje mężczyzna. Nie wierzy, że Kazimierza F. zabiły byczki. – Nie ma w nich za grosz agresji. Poza tym twarz mojego brata była czysta. Gdyby dostał kopytem, byłby ślad.
Niewykluczone, że Kazimierz F. padł ofiarą morderstwa, a jego ciało ktoś dla niepoznaki podrzucił do obory. Wyjaśni to śledztwo.