Jak podaje "Dziennik Wschodni", Robert Oleniacz do poniedziałku dyżurował jako ratownik medyczny w szpitalu w Lubartowie. Wcześniej pracował w lubelskim pogotowiu, a jego personalia są powszechnie znane: mężczyzna wypowiedział się pod nazwiskiem w trakcie "Marszu o wolność" w Lublinie. Wydarzenie zostało zorganizowane w sobotę przez przeciwników przymusu szczepień i segregacji sanitarnej. Oleniacz utrzymywał, że testy na covid "pokazują bzdury", a statystyki Ministerstwa Zdrowia są umyślnie zawyżane. Ratownik medyczny z lubartowskiej lecznicy podkreślał też, że do szpitala tymczasowego w Lublinie mieli być celowo zwożeni pacjenci, by placówka wyglądała na przepełnioną. Oleniacz mówił, że tego zdarzenia miało dojść przez wizytą premiera i ministra zdrowia w we wspomnianej placówce medycznej. Problem w tym, że rzeczona wizyta... nigdy nie odbyła się. Były już pracownik szpitala przekonywał ponadto, że lekarze są "chciwi i kupieni".
Polecany artykuł:
Robert Oleniacz od poniedziałku nie pracuje w szpitalu w Lubartowie. Otrzymał "propozycję nie do odrzucenia", czyli ultimatum: albo sam składa wypowiedzenie, albo zostanie zwolniony. Opublikował film, w którym ponownie powtórzył swoje oskarżenia przeciwko medykom, mówiąc, że nie wolno im zmuszać ludzi do udziału w eksperymencie medycznym, bo za taki uważa akcję szczepień przeciwko COVID-19. "Szczepienia" zastąpił słowem "ketchup", żeby oszukać algorytmy wyczulonych mediów społecznościowych.
Polecany artykuł: