Najgorsze, że Ryszard S. kompletnie nie czuje się winny. Ani śladu w nim skruchy ani zastanowienia, że zmarnował życie kobiecie, z którą się ożenił. Nie przyznał się do winy twierdząc, że nic nie pamięta, jakby urażony tym, że ktoś śmiał rzucał do obecnej na sali sądowej Walerii S. nieprzyjemne słowa.- Kto cię napuścił? Żyjemy ze sobą 57-lat i jakbym chciał cię zabić, to wiedziałbym gdzie uderzyć - perorował.Jak ustalili śledczy, mężczyzna od 1980 roku znęcał się nad swoją żoną i regularnie nadużywał alkoholu. Wtedy stawał się jeszcze agresywniejszy. Szarpał, bił ją i wyzywał od kurew i suk, groził, że z nią wreszcie skończy. Waleria S. znosiła to w milczeniu.Do krwawych zajść doszło 4 września 2020 roku. Zapalnikiem stał się najstarszy syn małżeństwa, który odwiedził rodzinny dom. Ryszard S. go nie cierpiał. A że był już wypity, urządził awanturę. Kazał Zbigniewowi S. opuścić mieszkanie. Chodził po domu szukając zaczepki. Niszczony przez dziesięciolecie alkoholem mózg jął roztaczać przed nim chore wizje Walerki jak nazywał żonę zdradzającą go z innym! Kiedy? W latach 70-tych! - Kazał jej klęknąć i przysięgać, że nigdy go nie zdradziła - ustalili śledczy. Przerażona spełniała jego żądania. A kiedy poszła do swojego pokoju spać, Ryszard S. wciąż trawił w sobie pijane wizje. Nad ranem wziął z kuchni nóż i poszedł do śpiącej żony.
- Powiedział mi, że teraz mnie zabije. Myślałam, że żartuje - wspominała przed sądem Waleria S. Ale on nie żartował. Zaczął dźgać ją nożem - zranił rękę, którą się zasłoniła i kilka razy uderzył w brzuch. Na szczęście gruba kapa, którą była okryta przyjęła większość uderzeń na siebie. Gdyby nie ona, kobieta niechybnie by zginęła.Krwawiącej Walerii S. udało się wytrącił nóż napastnikowi i uciec do sąsiadki. Ryszard S. trafił do aresztu. Przeprosił żonę, chciał mediacji...Waleria S. nie chce mieć z nim jednak nic wspólnego. Nie zgodziła się na to, co więcej, została oskarżycielem posiłkowym. Ryszard S. na stare lata się doigrał.10 maja Sąd Okręgowy w Lublinie skazał go na 8,5 roku więzienia.