Kontener mobilnego punktu szczepień stanął na Placu Zamkowym na wysokości schodów prowadzących na Zamek Lubelski. Procedury są jasne: najpierw pomiar temperatury, wypełnienie ankiety (stojącym w kolejce osobom rozdawali je żołnierze WOT) i zostawienie jej w rejestracji, potem kwalifikacja medyczna i już prosta droga do punktu szczepień. W środku jak w ukropie uwijają się panie pielęgniarki, które sprawnie przyjmują kolejnych pacjentów. - W ciągu 90 minut szczepimy około stu osób - rzuca w biegu jedna z nich. Po szczepieniu pacjenci proszeni są do zajęcia miejsca w namiocie i co najmniej 15-minutowego odpoczynku. - To dobra sprawa. 25 maja mam być w Chorwacji i gdyby nie dzisiejsza akcja, to mógłbym się nie wyrobić ze szczepieniem w normalnym trybie i z żagli nici - ocenia pan Michał (37 l.), rosły żeglarz, który już może pakować worek na zacumowany nad Adriatykiem jacht.
Wśród stojących w kolejce ludzi chodzą żołnierze WOT, którzy dbają o to, aby zachowany był dystans między czekającymi. W Lublinie mobilnymi szczepieniami zajmują się specjaliści z Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego. - Szczepionki muszą być dowożone w punkt, nie mogą czekać. Wszystko idzie sprawnie i tak jak trzeba - mówi SE dr. n. med. Małgorzata Piasecka, z-ca dyrektora ds. lecznictwa WSS. - Do dyspozycji mamy ponad 2500 jednorazowych szczepionek Johnsona.I rzeczywiście, całość działa jak w dobrze naoliwionym zegarku. Anna Świder (38 l.) na Placu Zamkowym zjawiła się o 9.15 i już o 10.45 „odpoczywała“ po szczepieniu siedząc na krzesełku pod namiotem. - Nie spodziewałam się, że pójdzie tak szybko - przyznaje. Do skorzystania ze szczepienia „pod chmurką“ skłoniło ją to, że na swoją kolejkę musiałaby jeszcze poczekać. A każdy dzień oznacza ryzyko zachorowania. - Wcześniej niż 19 maja nie było terminu. Jestem zadowolona, że tu przyszłam. Szczepienia odbywać się będą do poniedziałku 3-go maja w godzinach 10-17.