Szczury w stosunkowo nowym (oddany do użytku w 2000 roku) bloku przy ul. Koncertowej w dzielnicy Czechów uaktywniły się kilka dni temu. Ich bazą jest zapewne pomieszczenie zagraconego pomieszczenia suszarni w piwnicy, skąd nagle zaczęły peregrynować po mieszkaniach w całej klatce. Przegryzają mury, wygryzają cement między cegłami albo przechodzą rurami.
- Ich chrobotanie słychać było całymi wieczorami - wspomina jeden z lokatorów.
Najgorszy koszmar przeżył mieszkający samotnie starszy pan poruszający się na wózku. Spał już, kiedy szczur zakradł się do jego sypialni. Wcześniej pojawił się w łazience i przegryzł drzwi. Potem boleśnie pogryzł mężczyznę w nogi. Zaatakowany przez gryzonie zdążył jeszcze zaalarmować Straż Miejską. Trafił do szpitala ze względu na ryzyko wścieklizny i tężca.
- Nie przypominam sobie podobnej interwencji. Nasi funkcjonariusze pomogli mężczyźnie, a potem złapali szczura. Trafił na obserwację do kliniki weterynaryjnej - mówi Robert Gogola, rzecznik prasowy SM w Lublinie. Tam okazało się, że napastnik to napastniczka, która urodziła sześć malutkich szczurów.
Najpewniej wcześniej szczurzyca próbowała uwić sobie gniazdko piętro wyżej, gdzie mieszka czworo studentów. Dostała się do ich łazienki robiąc dziurę w ścianie, a potem jęła buszować w szafkach. Z waty, tamponów, itp. zaczęła wić gniazdko. Wystraszyła się pułapek i zamieszania, a także umocnień, jakie powstały w łazience i ubikacji. Pan Janek, jeden z lokatorów mówi, że czują się jak w oblężonej twierdzy.
- Najgorzej, że nikt z tym nic nie robi - kręci głową. - A my zamiast skupić się na nauce i pisaniu prac magisterskich musimy walczyć z gryzoniami.
Budynek sprawdził już Sanepid. Administrator bloku został zobowiązany do dokładnej deratyzacji.