Pani Urszula pochodzi ze Skrzyńca. Tu, w środku wsi, obok sklepu, stoi zadbany, murowany dom na podpiwniczeniu, w którym do niedawna jeszcze mieszkali jej bliscy. Wróciła tam jakieś dwa lata temu, po śmierci mamy, którą się opiekowała. Wcześniej mieszkała w Poniatowej, A z nią – Krzysztof N., z którym po rozwodzie żyła od kilkunastu lat. Jak mówią sąsiedzi, trudno było o bardziej niedobraną parę.
Zobacz też: Darko znalazł papierosy w... kombajnie! Nietypowe żniwa pod Dorohuskiem
– Ula zawsze uśmiechnięta i elegancka, zawsze pomocna i lgnęła do ludzi. Uwielbia życie sąsiedzkie, ploteczki – opowiada sąsiadka mieszkająca tuż obok.
A inna dodaje: – Zdarzało się jej upiec ciasto i przynieść mi w prezencie. Na dzień przed tragedią dostałam pyszne ciasto z truskawkami. „Będziesz miała do kawy” – powiedziała mi.
Krzysztof N. z kolei to mruk i człowiek nieużyty. Najchętniej nie wychodziłby zza płotu domu – aby jak najmniej mieć kontaktu z ludźmi, kazał nawet zlikwidować ogródek sprzed posesji.
– Nikomu nie powiedział pierwszy dzień dobry. A jak musiał odpowiedzieć, robił to z miną, jakby go do krzyża przybijali – dodają ludzie.
Zobacz też: Archidiecezja lubelska: Księża zmieniają parafie. Nowi proboszczowie i wikariusze [LISTA ZMIAN]
Tyle tylko, że do tej pory jakoś im się żyło. Urszula D. wzięła go przecież do swojego domu, pomagała, kiedy przeszedł operację na biodro.
– Mężczyzna nie był notowany przez policję. W rodzinie nie były również zgłaszane interwencję domowe – zapewnia Kamil Gołębiewski z lubelskiej policji.
Do tragedii doszło w czwartek parę minut przed szóstą rano. Pracownica sklepu znajdującego się obok zobaczyła dym wydobywający się z okien i zawiadomiła straż. Urszula D. była już na zewnątrz, udało jej się uciec z pożogi. Miała poparzoną twarz i klatkę piersiową.
Krzysztof N. stał oparty o płot i przyglądał się spokojnie, jak zjawiają się na miejscu samochody straży pożarnej. Potem poszedł do stodoły, gdzie próbował się powiesić. Na tyle nieudolnie, że odcięli go policjanci, którzy go znaleźli po chwili. Trafił do aresztu.
Był pijany, miał promil alkoholu we krwi. Jak się okazało, to on był sprawcą tragedii.
– Ze wstępnych ustaleń funkcjonariuszy wynika, że 60-latek odkręcił butlę z gazem oraz polał wnętrze mieszkania łatwopalną substancją i podpalił. W jednym z pokoi pozostała śpiąca konkubina mężczyzny. Gdy ogień się rozprzestrzenił, kobieta się obudziła, udało jej się wydostać z mieszkania. Została przewieziona do szpitala – mówi Kamil Gołębiewski.
– Wk...wiała mnie – powiedział tylko, pytany o powód swych czynów.
Pani Urszula trafiła na specjalistyczny oddział leczenia oparzeń w Łęcznej. Ma oparzone 60 procent ciała. Jej życiu nie zagraża niebezpieczeństwo.
– Musimy jej jakoś pomóc. Inaczej kiedy wyzdrowieje, nie będzie miała do czego wracać – mówią zgodnie sąsiedzi.