Zapadł wyrok w sprawie Piotra P. (30 l.) z Lublina, który miał pobić kierowcę Bolta. W sądzie pojawił się w oryginalnym outficie - z bluzą obwiązaną na twarzy. W przebierankach młody lublinianin gustował już wcześniej - na pierwszej rozprawie w lutym pojawił się w tzw. kominie i zimowej czapce na głowie. Z obawy przed dziennikarzami, którzy mogliby zepsuć wizerunek uczciwego przedsiębiorcy branży sprzątaniowej.
- Zarzuty prokuratora są absurdalne, a media zrobiły ze mnie bandytę - biadał przed sądem. Na sali zjawił się zamaskowany tak, jak zapewne zdarzało mu się oglądać mecze piłkarskie. Przyznał jednak, że kibicem piłkarskim już był, ale nie jest, a osobliwy przyodziewek pojawił się ze strachu przed dziennikarzami.
Lublin. Pobił kierowcę, gdy usłyszał ile ma zapłacić
Przypomnijmy, 12 maja 2021 roku Piotr P. zamówił kurs Boltem z Czechowa na Krakowskie Przedmieście, chciał odnaleźć tablicę rejestracyjną swego auta, która się gdzie zapodziała. Kierowca jechał zgodnie ze wskazaniami nawigacji. To nie spodobało się pasażerowi, który zaczął głośno domagać się jazdy drogą, którą on wskaże.
- Wy...dalaj do swojej wsi - ryknął wtedy do niego i zaczął chwalić się swymi pryncypiami w życiu: - Motor to moja drużyna - wył, jakby był na stadionie.
Kierowca nie dyskutował, zmienił trasę. W centrum Piotr P. się uspokoił, znalazł zgubę i zadysponował powrót na Czechów. Kiedy usłyszał, ile ma zapłacić za kurs, wpadł w furię. Rzucił się na siedzącego z przodu kierowcę i bił go z całej siły pięściami po głowie, łamiąc mu szczękę. Potem zaczął go dusić, zapierając się nogami o oparcie kierowcy. Na szczęście, ofierze udało się uciec, ale Piotrowi P. było mało. Wsiadł za kierownicę skody i zaczął ścigać kierowcę po osiedlowych uliczkach. Wtedy wpadł w ręce policji. Miał promil alkoholu w organizmie. Już z kajdankami na rękach krzyczał, co zrobi kierowcy i policjantom. Piotr P. trafił do aresztu. Już wcześniej karany był za pobicia i przestępstwa narkotykowe. Siedział w więzieniu.
Dalsza część artykułu poniżej galerii zdjęć:
Lublin. Pobił kierowcę, tłumaczył się gorszym dniem
W areszcie (wyszedł zza krat po ogłoszeniu wyroku 12 lipca) wyszlachetniał, zmienił się. Pobitemu kierowcy wypłacił 15 tys. zł, policjantom po 1500 zł. W czasie procesu (był utajniony) tłumaczył zaś swoje zachowanie gorszym dniem i tym, że nikomu bez powodu nie zrobiłby krzywdy. Poza tym, zabrał skodę kierowcy, aby poszukać go i przeprosić za swe nikczemne zachowanie...Policjantów zaś po prostu się przestraszył.
Prokuratura zarzuciła mu usiłowanie zabójstwa, żądając dla Piotra P. 8 lat więzienia. Nie zgodził się z tym sąd, zmieniając kwalifikację czynu przyjmując, że doszło jedynie do pobicia. Skazał go na 2 lata więzienia.
- W przypadku usiłowania zabójstwa mamy do czynienia z jedną z najbardziej skomplikowanych kar. Sąd musi się zastanowić, jaki był zamiar oskarżonego. W tych okolicznościach sąd uznał, że oskarżony nie miał zamiaru zabójstwa pokrzywdzonego. Świadczy o tym sekwencja zdarzeń. Otóż oskarżony zadawał pokrzywdzonemu ciosy, po czym stwierdził: "jak się rozprujesz, to znowu dostaniesz". W takim razie nie obejmował swoim zamiarem faktu pozbawienia pokrzywdzonego życia, gdyż liczył się z tym, że ten może pójść jeszcze na policję - tłumaczył sędzia Piotr Łaguna.
Wyrok jest nieprawomocny. Oskarżyciel nie wyklucza apelacji.