Co tam się stało?

Włodawa. Basia przeżyła horror. Janek zapewniał, że są sąsiadami jak z obrazka. "Przyjaźnimy się bardzo"

2024-01-08 19:52

Przed sądem w Lublinie Jan D. (73 l.) wprost rozpływał się nad jakością przyjaźni, jaka łączy go z Barbarą P. (57 l.), przekonując że takiej pary przyjaciół jak on i "kochana sąsiadeczka Basieńka" nie sposób znaleźć na świecie. Posyłał jej radosne, filuterne wręcz spojrzenia całym sobą świadcząc, że nie mógł przecież zrobić tego, o co został oskarżony: o to, że chciał ją zabić siekierą, bo uznał, że go okradła...

Sale lubelskiego sądu już dawno nie widziały takiego wesołego staruszka jak pan Janek. A już na pewno nie na ławie oskarżonych o usiłowanie zabójstwa, za co grozi przecież nawet dożywocie. Ten rozwiedziony ojciec 9 dzieci sypał żartami jak z rękawa, uśmiechając się szeroko tak do składu sędziowskiego jak i do swej ofiary, zażenowanej trochę jego zachowaniem.

- My z Basieńką jesteśmy sąsiadami jak z obrazka, przyjaźnimy się bardzo - zapewniał pewnym głosem gestykulując wymownie. - Uchroniłem ją przecież od zabójstwa sufitu - dodawał mając na myśli to, że pomógł jej swego czasu opuścić jej lokum po tym, jak urwała się tam część sufitu. Owszem, przyznaje, ich przyjaźń często podlewana była czymś mocniejszym. - Wypływaliśmy razem na fale Dunaju - opisywał ich degustacje.

Do mrożących krew w żyłach zdarzeń doszło w maju ubiegłego roku w budynku socjalnym na przedmieściach Włodawy. Jak ustalili śledczy, Jan D. wszedł do pokoju, w którym spała Barbara P. i zamachnął się na nią siekierą. Nie na żarty, chciał zabić. Tylko cudem uniknęła śmierci, zasłoniła się ręką, cios zamortyzował też sweter w którym była. Krwawiąc uciekła i zawiadomiła policję. Pan Jan był pijany, trafił do aresztu. – Krzyczał, że ukradłam mu pieniądze. Groził, że mnie zabije. Nic nie wzięłam – zapewniała jego ukochana sąsiadeczka Basieńka.

Zobacz też: Lubelskie. Kobieta utknęła na strychu. Była tam 6 dni. Pani Stanisława czekała na ratunek

A Jan D. nie mógł się doliczyć w słoiku pod łóżkiem, gdzie w obawie przed myszami trzymał pieniądze, kilkunastu złotych. Stąd wzięła go zapewne złość i chęć szukania sprawiedliwości. Winny się nie czuje. Przecież nie skrzywdziłby przyjaciółki.

- Pewnie wymyśliła to żeby przejąć moje mieszkanie - domyśla się podkreślając, że to nie jej wina, a doradców których ma. Może kochanka, może koleżanki, sam nie wie. A Basieńka najpewniej spadła ze schodów, kiedy to sobie tego samego dnia siedzieli na schodkach przed domem po rejsie po Dunaju. Sąd Okręgowy może skazać go na dożywocie.

Sonda
Czy sądy w Polsce wydają sprawiedliwe wyroki?
Wyłudził od seniorki oszczędności życia podając się za policjanta. Z łupem nie uciekł bo w pościg ruszyła za oszustem ruszyła czujna sąsiadka