Przez trzy dni Plac Teatralny w Lublinie był miejscem, gdzie łączyły się smaki i zapachy kuchni różnych regionów Azji. Każdy na pewno znalazł coś dla siebie. Vu Manh Hung (40 l.), szef wietnamskiej restauracji z Warszawy przyznaje, że największym powodzeniem cieszyły się (zgodnie z zasadą, że najbardziej lubimy rzeczy, które najlepiej znamy) sajgonki. - To numer 1 dla naszych konsumentów. Polecamy jednak inne dania, które smakują równie dobrze - zachęca Wietnamczyk. Kuchnię jego kraju reprezentowali także dwaj inni restauratorzy, którzy raczyli gości m.in. daniami z kurczaka. Godną reprezentację wystawiła także Gruzja. Zahar (38 l.), gruziński kucharz przyznaje, że tak jak wietnamskie sajgonki, tak u niego ludzie pytają najczęściej o czinkali, tradycyjne pierogi -sakiewki z farszem mięsnym.- Właśnie wyjąłem świeżutkie z wody. Z farszem z wołowiny. Rzeczywiście trudno się im oprzeć - zachęca.
Dla tych, którzy nad strawę mięsną wyżej cenią potrawy wegetariańskie okazałe menu przygotowali kucharze ze stanowiska z kuchnią perską. To historyczna kraina, która rozciągała się na obszarze dzisiejszego Afganistanu i Iranu. Ali (34 l.), Afgańczyk mieszkający w Polsce zapewnia, że gotują tak, jak u siebie w domu. Dużo ziół, kolendry, soczewicy, warzyw... - Takie np. pierożki bolani można zjeść na każdym afgańskim targu, te u mnie nie różnią się od nich smakiem - obiecuje. A na deser? Tradycyjne słodycze z Japonii! Zadbała o to Wiktoria Matusiak z mężem Mateuszem, którzy do Lublina przyjechali z Łodzi. Ich przygoda z kuchnią Kraju Kwitnącej Wiśni zaczęła się jeszcze w liceum, gdzie uczyli się m.in. języka japońskiego. Pochodzące z Japonii lektorki pokazały im, co i jak. - Kiedy po pewnym czasie ugotowałam coś dla nich, powiedziały, że po raz pierwszy w Polsce zjadły jak w domu - opowiada pani Wiktoria. Do Lublina przyjechała jednak ze słodkościami. - To tradycyjne słodycze zrobione m.in. z mąki ryżowej i...czerwonej fasoli! Odpowiednio przygotowana smakuje jak czekolada - dodaje.