Wieniawski przyszedł na świat w Lublinie, ale podbił świat – a jego rodzinne miasto o nim nie zapomniało. W przeddzień okrągłej rocznicy, w sobotnie popołudnie, Ogród Saski rozbrzmiał dźwiękami muzyki klasycznej w hołdzie wielkiemu wirtuozowi. Urodziny Henryka Wieniawskiego zgromadziły liczną publiczność, w tym wielu lublinian dumnych z dorobku jednego z najwybitniejszych skrzypków XIX wieku.
Na plenerowej scenie zagrały dwie znakomite artystki: skrzypaczka Zofia Olesik, laureatka wielu konkursów krajowych i międzynarodowych, oraz pianistka i kameralistka Joanna Zathey-Wójcińska. W programie koncertu znalazły się dzieła takich mistrzów, jak Ludwig van Beethoven, Eugène Ysaÿe, Andrzej Nikodemowicz, a także kompozycje samego jubilata.
Ojciec z Wieniawy, syn z Paryża
Choć ulica Wieniawska, biegnąca dziś tuż obok Ogrodu Saskiego, może sugerować inne pochodzenie nazwy, nie została ona nadana na cześć kompozytora. Pochodzi od dawnej dzielnicy Wieniawa – kiedyś samodzielnego miasteczka założonego przez rodzinę Leszczyńskich, którego mieszkańcy wyznawali judaizm i nigdy nie zbudowali tam kościoła. Właśnie stąd pochodził Wolf Helman, ojciec Henryka, który jako Tadeusz Wieniawski został cenionym lekarzem i patriotą.
Wieniawski junior okazał się cudownym dzieckiem. Talent muzyczny zdradzał już jako malec. – Jego talent muzyczny objawił się już w dzieciństwie, co zaowocowało podjęciem studiów w Konserwatorium Muzycznym w Paryżu w wieku 8 lat. Mając 11 lat zdobył pierwszą nagrodę w konkursie i stał się najmłodszym absolwentem w historii tej uczelni – przypomniała podczas koncertu Teresa Księska-Falger, znana pianistka i popularyzatorka muzyki klasycznej.
Artysta przez całe życie koncertował – od Petersburga po Nowy Jork. – Prowadził intensywne życie wypełnione trasami koncertowymi po Europie i Stanach Zjednoczonych, gdzie spotykał się z wielkim entuzjazmem publiczności. Narastające problemy zdrowotne przyczyniły się do przedwczesnej śmierci Wieniawskiego, który zmarł 31 marca 1880 roku w Moskwie – dodała Księska-Falger.
O jego randze świadczy to, że nazwisko Wieniawskiego pojawiało się w najważniejszych muzycznych publikacjach XIX wieku: „Neue Zeitschrift für Musik”, „Journal de Saint-Pètersburg”, „Signale für die Musikalische Welt” i wielu innych.
„Dobrze być lubelakiem”
W cieniu stuletnich drzew Ogrodu Saskiego słowa prelegentki, dźwięki muzyki i historia kompozytora wywoływały u słuchaczy niekiedy wzruszenie, niekiedy dumę. – Dobrze być lubelakiem – zgodzili się ze sobą dwaj starsi panowie siedzący w pierwszym rzędzie.
Na pewno zgodziłby się z nimi również sam Wieniawski, który – choć pochowany daleko, w Warszawie – w pamięci swojego rodzinnego miasta pozostaje żywy jak nigdy. I jak pokazał sobotni koncert: ciągle gra pierwsze skrzypce.