Jerzy S. uchodził we wsi za samotnika. Owszem, przystanął pogadać z sąsiadami, spytać się co słychać, uśmiechnąć się na do widzenia.
- Ale z nikim nie wchodził w bliższe relacje. Wolał swoją chałupę i samotność- wspominają sąsiedzi mężczyzny. - Nie pił, nie palił, jak trzeba było pomóc, to pomógł....
Po śmierci swych dziadków u których mieszkał został więc sam. Wprawdzie zrobił maturę i był „technikiem rolnikiem“, to gospodarka mu nie szła.
- Za dużo czasu spędzał na rozmyślaniach - kręcą głowami sąsiedzi. Podobno uwielbiał mówić do Byczka, nie żądając rzecz jasna odpowiedzi... Miał nawet codzienny rytuał związany z bykiem. Jeśli pogoda pozwalała, prowadził go do wodopoju na zewnątrz - w odległości 200 metrów od domu biło źródełko. Wystraczyło wyjśc tylnym wyjściem z podwórza, przejść łąkę i już. Chodzili tak setki razy, mijając po drodze kilka małych, ale nerwowych kundli sąsiada. Feralnego dnia - 28 lutego po godzinie 15.30 najprawdopodobniej jeden z psów okazał się na tyle odważny, że dobiegł do olbrzyma i ukąsał. Byk wpadł w szał!
– Jurek leżał na ziemi, a byk przygniatał go rogami do gruntu. Nie dało rady go odgonić - wspomina świadek zdarzenia. Na miejscu momentalnie pojawili się strażacy i załoga pogotowia ratunkowego. Byczek uspokoił się wreszcie i po prostu wrócił na podwórze. Na łące został Jerzy S. z rozoranym podbrzuszem. Ratownikom nie udało się go uratować - rozerwana tętnica udowa spowodowała, że mężczyzna wykrwawił się na śmierć. Okolicznośći tragedii bada prokuratura i policja
Byk zabił gospodarza, bo przestraszył się kundelka
2020-03-03
23:23
Jerzy S. (+47 l.), gospodarz z Żabianki pod Rykami (lubelskie) wiele razy powtarzał, że lepiej niż z ludźmi dogaduje się ze zwierzętami. Szczególną sympatią darzył Byczka (4 l.), ośmiusetkilogramowego olbrzyma o łagodnym sercu. Niestety, przyjaźń zakończyła się tragicznie - wystraszony przez psy sąsiada byk rozszarpał rogami swego właściciela.