Prosta, równa jak stół, bo niedawno remontowana droga. Ale wąska i jak to zwykle bywa na polskiej wsi - zamknięta jeszcze bardziej szpalerem potężnych drzew. To miało w tym wypadku wielkie znaczenie. Feralnego popołudnia (10 czerwca) Adrian P. jechał samochodem w kierunku domu. BMW 320 D to nie żaden demon prędkości, to nie sześciocylindrowy potwór, którego się kupuje, żeby poszaleć. Zresztą Adrian P. nie szalał na drodze, był raczej spokojnym kierowcą, którego cieszyła fajna jazda. Na prostej drodze, jakieś 5 km od rodzinnego gospodarstwa mężczyzny doszło do tragedii. Kiedy przed nim pojawiła się jadąca wolno ciężarówka. Choć sam jechał spokojnie, postanowił wyprzedzić. 150 koni mechanicznych pod maską zagrało momentalnie. Tylny napęd BMW pokazał jednak, jak jest narowisty i nieprzewidywalny.
- Ze wstępnych ustaleń wynika, że 25 letni kierujący BMW podczas wykonywania manewru wyprzedzania stracił panowanie nad pojazdem. Zjechał początkowo na lewe pobocze, a następnie przejechał na prawe pobocze, gdzie uderzył w przydrożne drzewo - informuje aspirant Grzegorz Kucharski z policji w Krasnymstawie. Stało się to na oczach szofera wyprzedzanej ciężarówki. Mężczyzna dobiegł momentalnie do BMW, które wbiło się w drzewo bokiem z potężną siłą. Tak wielką, że wyrwała silnik z auta i cisnęła nim kilkanaście metrów dalej. Potworność. Kierowca osobówki był w środku, zakleszczony. Zginął na miejscu. Ratownicy, którzy pojawili się na miejscu już nic nie mogli zrobić.
W jednej sekundzie los zabrał ukochanego syna, brata, kolegę, chłopaka. Zakochanego w muzyce i pięknym, harmonijnym życiu. Zawsze uśmiechnięty i bezproblemowy, w charakterystycznej bluzie z kapturem i w dużych okularach w ciemnej oprawie - tak go wszyscy zapamiętają.